Bluesroads Festival - 24-29.05.2011 - Kraków

Relacje

Nazwanie imprezy muzycznej festiwalem do czegoś zobowiązuje. Nie ma co ukrywać, że część festiwali w tym kraju zdewaluowało to pojęcie. Szczególnie widać to na przykładzie licznych w Polsce festiwali bluesowych.

Duża ich część sprowadza się do popołudniowego odpustu, z przypadkowymi wykonawcami w finezyjny sposób zarzynającymi klasykę gatunku. Są też takie festiwale bluesowe, do których bardziej pasowałoby miano karnawału. Jeden z największych karnawałów bluesowych odbył się w ostatnim tygodniu maja, w Krakowie.

Sześć dni wydarzeń związanych z tematyką bluesową robi wrażenie. Biorąc pod uwagę, że każdy dzień stanowił osobny punkt programu z zupełnie innymi atrakcjami, możemy mówić śmiało o sześciu mniejszych i większych festiwalach, które wydarzyły się w różnych miejscach Krakowa. Trudno byłoby też to wszystko ogarnąć w ramach jednej relacji, by nie zmęczyć czytelnika objętością tekstu. Wobec powyższego postaram się nieco przybliżyć zjawisko, jakim jest bez wątpienia festiwal Bluesroads, skupiając się bardziej  na jego finale koncertowym.

Bluesroads to festiwal bluesowy tworzony przez sporą grupkę krakowskich pasjonatów. Jego ideą jest propagowanie muzyki i kultury bluesowej za pośrednictwem różnorodnych środków, przy zapewnieniu całkowicie nieodpłatnego i nieograniczonego dostępu do festiwalowych atrakcji. Należały do nich choćby warsztaty taneczne, stanowiące jedną z pierwszych ciekawostek festiwalu. Uczestnicy pod czujnym okiem instruktorów mogli uczyć się tajników zawodowego tupania w rytmach rock and rolla, swingu i lindy popu. Nabyte umiejętności można było wykorzystać na odbywającej się później bluesotece. W ten sam dzień po Krakowie jeździł również festiwalowy tramwaj bluesowy, w którym grała muzyka na żywo. Furorę jak zwykle stanowiły warsztaty instrumentalne i wokalne. Ich uczestnicy mogli doskonalić swoje umiejętności u zaproszonych na festiwal artystów, w tym nawet gwiazd głównych. Obok aktywnych form uczestniczenia w tym bluesowym święcie, można było również obejrzeć filmy związane z bluesem lub wysłuchać licznych wykładów i prelekcji.

Koronny punkt programu każdego festiwalu muzycznego stanowią rzecz jasna koncerty. Ta część została zainaugurowana w piątek, 27 maja przez laureatów zeszłorocznego przeglądu zespołów amatorskich. Nie zabrakło również całonocnego jam session.
Począwszy od piątku, przez cały weekend Kraków mógł chłonąć bluesową muzykę podaną w najlepszy sposób. Tegoroczny przegląd zespołów spełnił swoją rolę. Można było zobaczyć nieznanych do tej pory artystów, którzy zaprezentowali przyzwoity poziom. Mnie szczególnie zachwycił zespół Cheap Tobacco, wykazujący się niezwykle profesjonalnym podejściem do muzyki. Styl ich grania mimo, że tylko nawiązujący do bluesa, przemycił więcej jego kulturowego wymiaru, niż niejedna odwołująca się wprost do tego gatunku zawodowa kapela. Zajęli drugie miejsce w przeglądzie, ustępując zespołowi Nie strzelać do pianisty. Na trzecim miejscu uplasował się niezwykle utalentowany i młody gitarzysta fingerstyle, Dominik Plebanek. Dominik dysponuje wyśmienitą techniką, ale ze względu na duże różnice w poziomie artystycznym kolejnych utworów trzecie miejsce wydało się bardzo sprawiedliwe. Należy mu jednak wróżyć wspaniałą przyszłość, jeśli tylko będzie dalej rozwijał się w takim tempie.

Koncert gwiazd rozpoczął Shrimp City Slim, biały wokalista i pianista, poruszający się w dźwiękach o czarnym rodowodzie. Słuchacze docenili występ muzyka, który idealnie wpisał się w idee festiwalu, promującego głównie bluesa w tradycyjnym wydaniu. Jako, że nawet największych ortodoksów bluesowych mogłaby znudzić monotonia występów w klasycznym odcieniu, świetnym pomysłem okazał się udział Big Fat Mamy. Ostro funkująca kapela jak zwykle zaprezentowała wysoki poziom, racząc słuchaczy różnorodną paletą dźwięków w kosmicznym wydaniu. Przy okazji dało się odczuć pewne niedogodności w postaci zaproponowanej przez dźwiękowców ilości decybeli.  Po "Grubej Mamie" na scenie ulokowała się największa gwiazda tego dnia, czyli Jarek Śmietana Band z gościnnym udziałem australijskiego wokalisty i saksofonisty, Billy’ego Neala. Wytrawni muzycy znani od lat z jazzowej stylistyki tym razem postanowili w ramach promocji płyty "I Love The Blues" zaprezentować bardziej bluesowy, choć przesiąknięty jazzem repertuar. Fuzja ta wydała się bardzo dobra, choć mam wrażenie, że brakło polotu znanego z typowo jazzowych wystąpień artystów. 

Ostatni dzień festiwalu miał planowo rozpocząć laureat tegorocznego przeglądu, tak się jednak nie stało. W zamian wystąpił zdobywca drugiego miejsca, czyli Cheap Tobacco. Był to pierwszy i zarazem ostatni koncert w wydaniu elektrycznym tego dnia. Akustyczną passę rozpoczął Marek Makaron Trio prezentując zapomniane śląskie pieśni w bluesowej harmonii. Zaraz po nich ogromnie zaskoczyło trio Hard Times. Poza bluesowym repertuarem, grupa przemyciła w znacznych ilościach świetnie wplecione elementy flamenco i gypsy jazzu. Niekwestionowaną gwiazdą tego dnia był Guy Davis, amerykański, czarnoskóry bluesman o ogromnym dorobku muzycznym. W czasie występu potwierdził tylko swój status, czarując publiczność dźwiękami, które leżą u podstaw dorobku całej współczesnej muzyki rozrywkowej.

II edycję Bluesroads można śmiało rozpatrywać w kategorii wydarzenia kulturalnego. Podniosła ona nazwę "festiwal" do wyższej rangi, tworząc zupełnie nową jakość w środowisku bluesowym. Jakość, która może kiedyś stanie się normą, a póki co będzie stanowiła twardy oręż i argument w piętnowaniu panujących na znacznej części bluesowych wydarzeń "standardów". Krakowski festiwal bluesowy stał się świetnym przykładem na to, że nawet młodzi ludzie są w stanie zrobić oryginalną, kompletną i perfekcyjnie zorganizowaną imprezę przyciągającą tłumy odbiorców w różnym wieku. Ufam, że Bluesroads będzie stanowił wzór do naśladowania dla większości, nie tylko bluesowych festiwali w tym kraju.

Kuba Chmiel