Madball - 22.03.2011 - Warszawa

Relacje

Warszawa - stołeczne miasto skupiające całą śmietankę wszelakiej maści eventów na najwyższym poziomie. Palladium, Powiększenie - to tylko jedne z klubów do których warto się wybrać w weekend. Tym razem, niestety, nie w dubstepowym klimacie, a w tym z którego na łamach Gitarzysty dałem się już poznać - miałem okazję bawić rok temu na Parkway Drive w Proximie.

Wtorkowy ''melanż'' to oczywiście gig w ramach trasy Rebellion Tour - gwiazdy NYHC w postaci Madball, europejczyków z Born From Pain i kilku niepopularnych u nas supportów, z czego na jeden (Trapped Under Ice) czekałem bardziej niż na headlinera.

W stolicy byłem raptem trzy tudzież cztery razy w życiu - i na mą niekorzyść - zawsze sam. Tak też było i tym razem, choć na miejscu czekał na mnie kolega z redakcji Sebastian i znajoma Paulina, której bardzo dziękuję za dotrzymanie towarzystwa i wyciągnięcie mnie... no właśnie, gdzie? (śmiech). Obyło się bez kontaktów z policją, najadłem się, pochodziłem, nawet napoiłem - i tak o to, po godzinie osiemnastej w mieszkaniu Seby zapadła decyzja o tym by w końcu ruszyć się do klubu. Seba z racji na to, że to człowiek spokojny, żyjący według sobie tylko znanych zasad - nie spieszył się, a ja i owszem. Więc ostatecznie pod drzwi Proximy zawitaliśmy w rejonach godziny dwudziestej - przede wszystkim dlatego, że liczyliśmy się z możliwą obsuwą.

A tej jak na złość nie było. I tu pojawiło się kilka kwestii wywołujących we mnie (a i w Sebastianie również) wielkie zdziwienie. Po pierwsze: szatniarz potraktował mnie jak osobę z zagranicy - choć sam był Polakiem, po drugie: mizerna frekwencja, wreszcie po trzecie: przyjechaliśmy dosłownie na końcówkę setu Wisdom In Chains. Prócz starszych załogantów i hardcore'owych lansiarzy, parkiet pod sceną był pusty - bez moshu, ale za to z bananem na facjatach muzyków. Pozazdrościć - bo przecież powodów do radości nie było, chyba, że mowa o stanowisku z merchem. Tam jak zwykle z kramikiem czatował Spook, a gadżety przyjezdnych zespołów były w bardzo przyjaznych dla portfela cenach (60zł tee, 100 jersey, 25-60zł cd). Kto był w Proximie ten wie, że jak na klub studencki ceny piwa są oszałamiające (8zł za 0,4 Żywca), a wentylacja i klimatyzacja wymaga wymiany. Kiedy rok temu byłem na Parkway Drive było ze 30 stopni na zewnątrz, a w klubie o dziwo mniej. Tym razem na zewnątrz kilka stopni powyżej zera, a w środku niemalże sauna. Swoisty paradoks miał swoje przełożenie na aktywność zebranych, których przybywało z każdym kolejnym zespołem. Niestety, ową aktywność należy zaliczyć do tej w stylu ''jestem tutaj za karę'' i nie tłumaczy tego ani wiek obecnych, ani dzień tygodnia (wtorek).


Po Wisdom In Chains na scenie zameldowali się bardzo młodzi wiekiem panowie z Trapped Under Ice, którzy po pierwsze: jako naprawdę nieliczni tego dnia brzmieli jako tako, a poza tym - zagrali z takim żywiołem i impetem, że grający po nich Holendrzy z Born From Pain mogli co najwyżej wyczyścić im buty. Minusem (jedynym) była głośność mikrofonu Justice'a (wokalisty), no i w sumie, kontynuując jego wątek - zdecydowanie za częste silenie się na śpiew i rapowanie. To nie Mike Patton do jasnej cholery! Poza tym - chłopaki mocno skupili się na swoim ostatnim wydawnictwie, czasem cofając się do epki ''Stay Cold''. Plusem było wykonanie coveru The Ramones - ''Beat on the Brat'' wspólnie z ''misiaczkiem'' z Wisdom In Chains. Trzydzieści pięć minut z TUI zleciało jak z bicza strzelił no i cóż... Bida!

Born From Pain, po roszadach w składzie, stracili niestety zarówno na mocy jak i prezencji. Ubrani w czarne spodnie i bluzy, Holendrzy zaserwowali nam niecałą godzinę (niby) solidnej chłosty... na jedną gitarę, co wyraźnie dało się odczuć. Nie wiem, czy akustyk był głuchy, ale każdy kto jeszcze nie był pijany (a nawet paradoksalnie kilku X-ów było !) słyszał, że triggery na garach padły po trzecim kawałku, a jedyna gitara elektryczna kompletnie nie brzmi przez co BFP nie brzmiało w ogóle, racząc nas bezsensowną ścianą dźwięku. Jeśli ktoś znał kawałki to bawił się przednio, nawet jeśli sound był jaki był. Wokalista pokusił się o kilka mądrych słów ze sceny, tłumacząc wszystkim o co tak naprawdę chodzi w hc - jakby nikt nie wiedział, ale sądząc po reakcjach dobrze jest posłuchać ludzi, którzy rzeczywiście mają coś do powiedzenia w tym temacie - nawet jeśli muzycznie są znacznie bliżej metalu niźli samego hardcore'a. Niemłodzi już panowie zagrali m.in. ''Rise or Die'', ''The New Hate'', ''Relentless''. Wiele utworów z dedykacjami dla innych zespołów, a nawet i matki frontmana Bornów.

Madball nie kazało na siebie długo czekać. I na całe szczęście bo ze 150 osób nagle zrobiło się może nawet około trzysta - wliczając w to pokaźną (i cycatą) blondynę z koncertów Parkway Drive oraz siedmiolatka, który co rusz skakał ze sceny! W ogóle, na Madball jakby wszyscy zażyli shota z Redbullem i wódką, bo młyn jak i ilość skoków z desek mokrej sceny Proximy robiła wrażenie. Początek gigu obfitował w niemiły akcent, gdyż Freddy zapodał jednemu kolesiowi kilka mocnych strzałów w pysk - i tu pytanie - czy za zabranie mikrofonu, za to, że gdy chciał udać się w inne miejsce ten trzymał go za nogi, czy za to, że ów osobnik.... dotykał go tam gdzie powinny tylko kobiety. Nie wiem, stałem przy konsolecie więc nie widziałem całego zdarzenia. Potem jednak przeprosił i kazał uważać wszystkim na tych, którzy skaczą ze sceny. Chwilę przed tym krótkim orędziem jakiś koleś spadł twarzą na posadzkę! A co do samego występu Madball - jak na n-ty gig w naszym kraju dali co najmniej dobry występ - choć nie ukrywam, że był mój pierwszy koncert Madball na jakim byłem. Dlatego tez jarałem się zarówno nowym ''Empire'', klasykiem ''Set it off'', ''Look My Way'' czy jednym z dwóch utworów po hiszpańsku. Żywioł, energia - hardcore. Ale niestety, do mocy z jaką gra Terror czy młócki jaką robi Sick of It All jeszcze daleko. Mimo wszystko uważam, że ruszenie mojej niemałej dupy na ten gig było co najmniej dobrym posunięciem. Teraz tylko czekać na wspomniane już Sick of It All w Krakowie - a potem... niech się dzieje wola nieba.


P.S W przerwie między utworami Freddy niby szczerze, bez ściemy, z racji na to, że grają u nas - opowiedział o tym, jaki to mieli kontakt z Warszawską (Polską) kulturą gdy byli na Starym Mieście. Temu, który wyjaśni o co chodzi oddam swoją kopię ''Empire".

Żartuję oczywiście.

Grzegorz ''Chain'' Pindor