Frontside - 12.11.2010 - Bielsko-Biała

Relacje

Frontside niezmordowanie kontynuuje swoją metalcore’ową krucjatę w naszym kraju. Nowa płyta grupy, "Zniszczyć wszystko" - zgodnie z tytułem - to najcięższa dawka muzyki, jaką muzycy stworzyli od kilku lat. Trasa promująca album zapowiadała się interesująco…

Wieczór rozpoczął występ bielskiego Mirrordead. Zespół wypadł dobrze, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że lepiej niż kolejne dwa supporty. Przede wszystkim muzycy pokazali, że, mimo młodego wieku, potrafią sprawnie posługiwać się swoimi instrumentami, do tego dynamicznie i profesjonalnie zachowując się na scenie. Ich spójny imidż, mogący kojarzyć się z wizerunkiem In Flames z klipu "Cloud Connection", pokazuje też, że mają pomysł nie tylko na niezłe, metalowe dźwięki.

Dwa kolejne supporty - Veal i Heart Attack specjalnie nie zachwyciły. W kwestii muzycznej, bo akurat frontmani obu grup nawiązali dobry kontakt z publicznością. W przypadku Heart Attack publika zaczęła znaczniej żywiołowo reagować zwłaszcza przy coverze Pantery.

Totem zaprezentował na żywo głównie materiał z nadchodzącej płyty. Pod względem stylistyki trudno przewidywać tu jakąkolwiek rewolucję w porównaniu z debiutem. Zespół nadal brzmi trochę jak polskie Arch Enemy. Mowa tu zwłaszcza o wokalu Very, która, choć wygląda jak sympatyczna, choć lekko ekscentryczna, Pani od nauczania początkowego, wydobywa z siebie dźwięki, jakby miała apetyt na surowe mięso. Podczas jej jednoutworowego duetu z Aumanem można było zauważyć, że ma nawet ostrzejszy głos w porównaniu z frontmanem Frontside

Kwartet "chłopców z piekła" rozpoczął swój występ - jak można było przypuszczać - od tytułowego nagrania z nowego albumu, "Zniszczyć wszystko". Już na wstępie chcieli dobić publikę "Apokalipsa trwa". Impet obu utworów osłabiło jednak nieczytelne brzmienie, które poprawiło się dopiero przy czwartej pozycji setlisty. A ta ostatnia była przekrojem przez wcale nie małą dyskografię. Sporo było materiału ze "Zmierzchu bogów" (wspomniane "Apokalipsa trwa", "Brzemię piekła", "Symfonia odkupienia" oraz wreszcie obowiązkowe "Naszym przeznaczeniem jest płonąć") i kontrowersyjnego "Absolutus" ("Martwe serca", "Nie ma chwały bez cierpienia", "Wspomnienia jak relikwie" "Droga krzyżowa", choć zabrakło hiciarskiego "Wybrańca"). "Teorię konspiracji" reprezentowały "Zapalnik" i "Moja deklaracja płonie" z udziałem Pachu, wokalisty Huge CCM. Był nawet akcent z "Nasze jest królestwo, potęga i chwała na wieki" w postaci "Synowie ognia" oraz "Bóg stworzył Szatana". Nie mogło zabraknąć tez numerów z najnowszej produkcji zespołu, z której poleciały m.in. "Martwa propaganda", "Dopóki moje serce bije" i miażdżące "Nie ma we mnie Boga". Co interesujące, publiczność - w znacznej mierze w wieku wczesnolicealnym - bardziej żywiołowo bawiła się przy "przebojach" zespołu, aniżeli najbrutalniejszych, pozbawionych kontrowersyjnych, melodyjnych wokali "wałkach"…

Muzykom jak zwykle nie można niczego zarzucić w kwestii zachowania na scenie i kontaktu z publicznością. Auman jest jednym z najlepszych "wodzirejów", jakich widziałem w akcji. Zresztą nie musiał się specjalnie starać, gdyż fani Frontside zdawali się mieć wyryte wszystkie teksty grupy na blachę.

Wieczór z Frontisde minął jak zwykle szybko i jak zawsze nie pozostawił niedosytu. Pozostaje tylko czekać na kolejne koncerty grupy.

Jacek Walewski