Gov't Mule - 20.06.2010 - Gdynia
20 czerwca, w ostatnim dniu Gdynia Blues Festival mieliśmy okazję posłuchać prawdziwie blues-rockowych gwiazd. Niestety, nie mogłem uczestniczyć w całym festivalu, ale takiej okazji jaką jest koncert finałowy nie mogłem przepuścić. Po pierwsze dla tego, że główna gwiazda - Gov’t Mule było w Polsce tylko jeden raz, po drugie dla tego, że to jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza!) kapela grająca Blues Rocka/Southern Rocka na świecie. Kolejnym powodem jest zapewne ciekawość.
Koncert jest jednym z sześciu występów w europie promujących nową płytę "By a thread". Pierwszą płytę zespołu po trzech latach wyczekiwania od momentu ukazania się ostatniej produkcji "Mighty High" zawierającej utwory w stylu Reggae (Sic!). "By a Thread" jest również pierwszym studyjnym krążkiem na którym wystąpił nowy basista (a przecież wszyscy pamiętamy ile problemów z basistą miał zespół po śmierci Allena Woodyego) - Jorgen Carlsson. Po prostu musiałem to zobaczyć!
Smaczku całej imprezie dodaje support - młody brytyjski zespół The Brew. Potężnie energetyczne bluesowe trio z bardzo obiecującym gitarzystą Jasonem Barwickiem w składzie. Miałem okazje widzieć ich w tym roku na festiwalu "Las, woda, blues". Chłopaki dały wtedy takiego czadu, że długo tego nie zapomnę. Aż ciężko uwierzyć, że jest ich tylko trzech, ciężko również uwierzyć że Jason ma dopiero 20 lat! Poziom w jakim opanował on instrument jest imponujący, aż strach pomyśleć co to będzie się działo za kilkanaście lat.
Po 9 godzinach spędzonych w pociągu docieram na miejsce. Niestety, mało który miejscowy jest w stanie powiedzieć mi gdzie znajduje się hala widowiskowo-sportowa na której ma się odbyć koncert. Po ciężkich bojach docieram wreszcie na miejsce. Przed obiektem zebranych było kilkuset fanów zespołu, większość w koszulkach Gov’t Mule i Allman Bothers Band (zespołu, w którym lider zespołu - Warren Haynes występował przez wiele lat). Muszę przyznać, że byłem zaskoczony - spodziewałem się o wiele większego tłumu, może lokalizacja zadecydowała o niewielkiej frekwencji. W końcu Gdynia to dla wielu drugi koniec kraju. Na wstępie dwa ogromne minusy dla organizatorów - po pierwsze brama została otwarta przeszło godzinę po planowanym czasie, po drugie organizator nie przestrzegał zakazu wnoszenia sprzętu fotograficznego na teren hali, który zresztą sam ustalił. Wynikiem tego niedociągnięcia były przepychanki z fotografami-amatorami, którzy z metrową "armatą" próbowali fotografować artystów z tłumu.
Wreszcie zaczyna się koncert, na scenę wchodzi The Brew, pierwszy akord i publika szaleje. Tak jak przewidywałem - moc była niesamowita, kontakt z publicznością jest dużym plusem dla wykonawców. Grupa zagrała godzinny set z dwóch ostatnich płyt - "A Milion Dead Stars" z grudnia ubiegłego roku, oraz "The Joker". Ponadto zabrzmiał wspaniały cover "Little wing" Hendrixa. Koncert wraz z bisem trwał godzinę, owacje dla zespołu były bardzo głośne, nie ma wątpliwości że występ był bardzo dobry. Później piętnaście minut składania sprzętu, ustalenie setlisty i gwiazda wieczoru była gotowa do wyjścia.
Publika powitała Gov’t Mule gromkimi brawami. Na uwagę zasługuje brzmienie zespołu. Nazwy takie jak Solano i Diaz mówią sporo, ale usłyszeć taki sprzęt na żywo pod palcami Warrena to prawdziwy orgazm dla uszu. Moją uwagę przykuło również brzmienie basisty - Jorgena. Było ono bardzo mocne, mięsiste i wyraziste. Czegoś takiego od śmierci Allena Woodyego brakowało zespołowi. Całość brzmiała wprost niesamowicie. Grupa zagrała dwa sety po około godziny każdy, nie zabrakło oczywiście jamowania, koncert był bardzo spontaniczny. Na pierwszy ogień poszedł utwór Maggot Brain zespołu Funkadelic ku pamięci zmarłego niedawno Garego Shindera. Później sporo klasyków - m.in. "Game face", "Thelonious Beck", "Temporary Saint", "The Hunter". Krótka przerwa i drugi set. Na wejście "Lola Leave Your Light On" i następnie dwa utwory z nowej płyty - "Steppin Lightly" i "Broke Down On The Brazos". Wyraźnie dało się zauważyć, że grupa była w świetnej formie. Głos Warrena brzmiał jak dzwon, solówki były przepiękne i brzmiały jak chyba nigdy dotąd, wykonawcy wyraźnie czerpali radość z gry. Jedynie Jorgen, chyba jeszcze nieoszlifowany w występach z kapelą kilkukrotnie mówiąc kolokwialnie dał ciała. Po nowych utworach znowu nastąpił powrót do przeszłości - perfekcyjne wykonanie "Soulshine" zaśpiewane z wtórem publiczności, następnie solo perkusyjne Matta Abta. Muszę przyznać, że lekkość z jaką gra Matt jest niesamowita. Pod koniec solówki do perkusisty dołączył basista, a następnie klawiszowiec zespołu. Zagrali razem kilkuminutowy jam, który na swojej oficjalnej stronie nazwali "Gdynia Gdoutya Jam". Drugi set zamykał cover utworu "30 Days In The Hole" zespołu Humble Pie. Publiczność, mimo że bardzo już zmęczona całym dniem i późną porą nie dała jednak zejść ze sceny artystom. Jako ostatni utwór zabrzmiał "Railroad Boy", również pochodzący z nowej płyty. Komu ostatni krążek wydawał się mało energetyczny i bezpłciowy, musi wybrać się na koncert - tam płyta brzmi zupełnie jak stare, klasyczne utwory Gov’t Mule - mocno i z kopniakiem!
Trzeba przyznać, że cały koncert był niesamowity. Mimo, że publika nie dopisała, nie przeszkadzało to w zabawie zarówno wykonawcom jak i zwykłym ludziom. Kto był, na długo zapamięta ten południowoamerykański temperament i wspaniałe jamy, kto nie był niech po prostu żałuje. Takie występy nie zdarzają się często.
Marcin Marcinkiewicz