Editors - 25.11.2018 - Warszawa

Relacje

Grzegorz Pindor

Editors - 25.11.2018 - Warszawa

Wielbicieli talentu brytyjskiego Editors w Polsce nie brakuje, czego dowodem były dwa wyprzedane koncerty grupy w kwietniu i kolejne dwa w miniony chłodny, jesienno-zimowy weekend.

Formacja z Birgmingham odwiedza nas regularnie, grając coraz lepsze koncerty dla coraz większego audytorium i odnoszę wrażenie, że dopiero teraz nadszedł „ich” czas, aby w końcu na stałe zasilić lineupy największych festiwali. Nie w roli rozgrzewaczy, nie w roli nazw uzupełniających stawkę, a jednego z magnesów przyciągających fanów rocka i alternatywy. Po piętnastu latach na scenie w końcu na to zasłużyli, a koncerty jak ten w Warszawie, tylko potwierdzają doskonałą formę zespołu.

Nim jednak rozpoczęło się britrockowe misterium, na scenie zameldował się niezwykle skromny, utalentowany, a co najistotniejsze piękny w swym minimalizmie, zespół Vök. Dreampopowe trio zostało przyjęte z entuzjazmem niemal porównywalnym do hurraoptymistycznych reakcji na poszczególne utwory gwiazdy wieczoru. Śmiem twierdzić, że o grupie wkrótce zrobi się równie głośno, co o mocno promowanej przez polskie media koleżance z Wysp, Aurora. Zespół doskonale balansuje na granicy elektroniki, shoegaze i subtelnych house’owych podbić, skupiając się na czarującym głosie Margrét Rán Magnúsdóttir. Młoda wokalistka co prawda nawiązywała dość oszczędny kontakt z publicznością ale muzyka (dla większości raczej pozostająca wielką niewiadomą) wygrała. Dodatkowo był to bodaj jedyny(!) koncert na jakim byłem w tym roku, w czasie którego absolutnie nikt nie nagrywał występu telefonem.

W przeciwieństwie do występu Editors który miałem przyjemność oglądać w odnowionym krakowskim Klubie Studio, w hali formacja zabrzmiała nie tylko lepiej, ale panowie pozwolili sobie również na znaczne dociążenie utworów. Wypada za to podziękować szczególnie basiście, który najwyraźniej założył się z kolegami, kto będzie najbardziej metalowym ogniwem w zespole. W trakcie show niejednokrotnie wśród publiczności padały hasła, iż jegomość pragnie grać pierwsze skrzypce, ale czujny akustyk temperował te zapędy, doskonale eksponując wokale i bardzo masywnie brzmiący zestaw perkusyjny Eda Lay. Swoją drogą nie po raz pierwszy jestem zadowolony z akustyki na Torwarze (Macklemore, Hurts, Jessie Ware) i konfrontacja z zespołem rockowym, który tego wieczoru pokazał jak duże ma aspiracje aby regularnie grać w podobnych halach, tylko utwierdziła mnie w przekonaniu o słuszności wyboru tego miejsca zamiast Progresji. Poza tym, obyło się bez ścisków, a wydzielone trybuny zapełniły się w pełni i absolutnie każdy miał wystarczająco dużo miejsca dla siebie aby w spokoju oddać się zabawie. Tej nie brakowało głównie na rozśpiewanych sektorach, ale najwięcej działo się pod sceną. Widok skaczących ludzi wydających ekstatyczne okrzyki zawsze cieszy, ale szczerze mówiąc wszyscy, którzy stali na płycie stracili bodaj najważniejszą część tego widowiska – światła.

Tu dochodzimy do sedna sprawy, wyjaśniającej różnicę pomiędzy produkcją Editors w klubie, a w hali. Fantastyczna, w pełni zsynchronizowana gra świateł, kilka laserów i odpowiednia fantazja „świetlika” mocno spotęgowały moje, i nie tylko moje wrażenia z występu Brytyjczyków. Rzadko kiedy wspominam o światłach (a częściej o średniej wieku uczestników), ale to co zobaczyłem na Torwarze przeszło moje oczekiwania. Dokładnie w takiej oprawie życzę sobie i Wam widzieć tych panów częściej. Oczywiście w zmodyfikowanym repertuarze, który w odniesieniu do kwietniowych gigów różnił się raptem kilkoma utworami („All Sparks”, „Bullets”, „Someone Says”, „The Boxer”, „Salvation”), ale liczę na to, że kiedy nadejdzie sezon festiwalowy, sprawa ulegnie zmianie na korzyść nowych, albo stosunkowo nowych piosenek, dostarczając kolejnych powodów do spotkania z muzykami z Birmingham. Warto. Za każdym razem.

Setlista:
The Boxer
Sugar
Hallelujah (So Low)
All Sparks
An End Has a Start
Someone Says
Darkness at the Door
Salvation
Violence
No Harm
Bullets
A Ton of Love
Formaldehyde
Nothingness
Ocean of Night
Blood
Papillon
Magazine

Bisy:
Cold
The Racing Rats
Munich
Smokers Outside the Hospital Doors

Zdjęcie: Rahi Rezvani