Terminal - 21.04.2010 - Poznań

Relacje
Terminal - 21.04.2010 - Poznań

Szczerze powiedziawszy dawno z takimi wypiekami na twarzy nie oczekiwałem na koncert polskiego zespołu. A że nie należę do wielkich fanów rodzimej muzyki jakakolwiek ona by nie była, moje zachowanie w tej kwestii można by nazwać swojego rodzaju ewenementem, bez cienia wątpliwości.

Poznański klub przywitał mnie głośnymi śmiechami i ogólnym gwarem. Ludzi całkiem sporo, rzekłbym nawet dość tłoczno, czym byłem trochę zaskoczony. A że Blue Note nie należy do klubów nazbyt pojemnych bałem się co się stanie jeśli ludzi z minuty na minutę będzie przybywać. Moje obawy okazały się na szczęście przesadzone i o godzinie 20.30 wszyscy obecni skierowali swoje oczy ku scenie, gdzie właśnie zaczynał się koncert zespołu Terminal.

Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że panowie poniekąd czuli się dość skrępowani na scenie. I nie mam tu bynajmniej na myśli jakiejś nieśmiałości czy strachu z ich strony, ale raczej chodzi mi o miejsce na scenie, która do największych nie należy, tym bardziej jeśli produkuje się na niej sześciu facetów wraz z całym osprzętem muzycznym.

Bez zbędnych dywagacji zespół zaczął przybliżać mniej lub bardziej zorientowanym swoją najnowszą płytę "Tree Of Lie". Publiczność, z początku dość nieśmiała i ospała, wraz z kolejnymi numerami zaczynała reagować coraz bardziej żywiołowo. Duża w tym zasługa wokalisty formacji, Daniela Moszczyńskiego, który znakomicie spełnił się w roli nie tylko wokalisty, ale i frontmana kapeli. Liczne podziękowania między kawałkami, dedykacje i ogólna konferansjerka z publicznością sprawiły, że Terminal bardzo szybko zaskarbił sobie publiczność, tą młodszą i tą nieco starszą.

Cała setlista koncertowa złożyła się na utwory z wyżej wymienionej płyty "Tree Of Lie" plus dwa nieopublikowane wcześniej numery. Na szczególne wyróżnienie moim zdaniem zasługują utwór tytułowy, który po raz pierwszy został zaśpiewany na żywo przez obecnego wokalistę grupy, a także kawałek "Mind Destruction", który został zagrany dwa razy (po raz drugi na bis) i który jest numerem bardzo sentymentalnym dla całego zespołu. Dlaczego tak jest? Ten kto był na koncercie, zapewne wie.

Jeśli chodzi o walory wizualno-dźwiękowe, nie można się raczej do niczego przyczepić. Każdorazowo kiedy wracam do poznańskiego klubu Blue Note wiem, że jakikolwiek koncert by się tam nie odbywał to za każdym razem będzie to na pewno bardzo dobry występ pod względem akustycznym. Nie przypominam sobie sytuacji by koncert w tym miejscu odbył się poniżej przeciętnej jeśli chodzi właśnie o nagłośnienie i sprawy z tym związane. Dość zrównoważone brzmienie wszystkich instrumentów, perkusja osłonięta specjalnym ekranem dla uzyskania lepszego brzmienia. Jedynie gitara w momencie odgrywania solówek była z początku nieco z tyłu, jednak w miarę trwania koncertu skorygowano także i ten feler. No i kwestia odsłuchów, o czym na forum między kawałkami poinformował na początku występu wokalista grupy. Na szczęście nie odbiło się to na jakości całego gigu.

Po niespełna półtorej godzinie zapaliły się światła i było już po wszystkim. Zespół otrzymał zasłużoną owację na stojąco i podziękował za gorące przyjęcie. Zmierzając w stronę wyjścia mimowolnie pojawiła mi się w głowie jedna kwestia - że może właśnie wychodzę z koncertu zespołu, któremu w końcu uda się zaistnieć nie tylko na rodzimej scenie w swoim gatunku muzycznym. Nie ma co jednak bawić się w złego lub dobrego proroka. Czas zweryfikuje wszystko i wszystkich.

Krzysztof Kukawka