Coma - 09.12.2009 - Warszawa

Relacje
Coma - 09.12.2009 - Warszawa

Żywię do zespołu Coma ogromny sentyment. Pamiętam niektóre występy tego zespołu, gdy jeszcze niewiele osób o nich słyszało. W formie plików MP3 można było na sieci znaleźć dwa-trzy utwory. Garstka fanów kolekcjonowała kolejne ich wersje i debatowała, która z nich jest lepsza. Niewielu pamięta Roguca z tamtego czasu. W zabawnej, kędzierzawej fryzurze i czerwono-białym swetrze, wyglądał bardziej jak student kierunku matematycznego niż gwiazda rocka. Wyglądał, bo manierę miał gwiazdy i wczoraj potwierdził z całym zespołem, że ma klasę i jaja.

Dla wielu najważniejsze wydarzenia w historii tego łódzkiego bandu to premiery kolejnych płyt, dla mnie zupełnie inne sytuacje, które głównie miały miejsce lata temu. Z tego miejsca pozdrawiam wszystkich czytelników, którzy brali udział w koncercie z okazji pierwszego dnia wiosny, oblegali niejednokrotnie Dekompresję, a później Funaberię i moknęli ze mną i zespołem maszerując w deszczu generowanym przez straż pożarną podczas kręcenia "Leszka Żukowskiego".

Po co o tym wszystkim wspominam przy okazji relacji z nowego koncertu Comy? Ano dlatego, bo mam wrażenie że wszystkie te małe, ale piękne sukcesy zmierzały do tego wczorajszego, jak sam wokalista zespołu mówił, spełnienia pewnego marzenia, bo w końcu nic ich nie ograniczało w tej produkcji. Ten wyjątkowy koncert, który został uwieczniony kamerami i wiosną zostanie wyryty na płytach DVD mógł być dużo lepszy z wielu powodów: mógł odbyć się w lepszym miejscu, nagłośnienie mogło być doskonalsze i paru pomyłek również można było uniknąć. Rzecz w tym, że i tak było wyjątkowo, czego nie zmieni żadna krytyka.

Na przysłowiowej "dupie" w sektorze dla dziennikarzy wytrzymałem bodajże trzy kawałki, a łzy cisnęły mi się do oczu już przy pierwszym z nich. Przecież motyw z niszczeniem styropianowych bloków Coma już kiedyś wykorzystała, dosłownie chwilę przed podpisaniem pierwszego, feralnego w moim odczuciu kontraktu płytowego z Sony. Właśnie wtedy, w łódzkie Funaberii zebrało się parę kiloton ludzi, a na zewnątrz reszta upijała sie Komandosem i Kelerisem w rozpaczy, że nie udało im się zmieścić w pojemnym, aczkolwiek zbyt małym na ambicje i ilość fanów formacji. Więc kiedy już zauważyłem, że wszelkie oznaki życia na siedzeniach są od razu tłamszone przez security, uciekłem na dół do ludzi, by uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu.

Pewnie, że na początku czułem się nieco dziwnie. Co prawda z upływem lat Coma zaczęła coraz bardziej inwestować w warstwę wizualną występów, ale po raz pierwszy nie odpuściła sobie istniejących do tej pory jedynie w fantazjach pomysłów. Czy warto jest opisywać? Chyba każdy zobaczy to na naszych krótkich zajawkach, a już za kilka miesięcy na płycie DVD. Do trzech razy sztuka, miejmy nadzieje, że teraz łodzianom w nowej wytwórni się to uda. Najlepsze jest to, że show nie było spektakularne ze względu na światła czy animacje, a w związku z tym, że panowie pozostali sobą. Pewnie, Roguc nie ma już prezencji jak ze wspomnianych pierwszych lat kariery. Pozostali członkowie zespołu również wyglądają poważniej. Jednak kontakt z publiką pozostał ten sam, a za zejście w tłum do fanów podczas "Ciszy I Ognia" należą się liderowi Comy szczere brawa. Po przejściu kilkunastu metrów, wrócił na scenę niesiony przez publiczność. Niektórzy powiedzą, że to trik na DVD. Nieprawda, a nawet gdyby nią była, po tylu latach czekania zasługują za całokształt swojej pracy na to by taka popisówa trafiła do archiwum. Warto również odnotować nową, świecką tradycję słuchania w ciszy i skupieniu na siedząco "100 Tysięcy...". Na całej sali chyba tylko jedna para przy barierkach nie zdecydowała się na ten gest. Publiczność skomentowała to żartobliwie słowami naszego polskiego rapera-poety sprzed kilku miesięcy: "wiecie co z nimi zrobić".

Setlista. Dość zaskakująca. Osobiście zabrakło mi "Woli Istnienia" i "Dalekiej Drogi Do Domu", ale nie była to duża strata w porównaniu z ogromem piosenek jakie można było usłyszeć. Również zamiast rarytasu w postaci "Dyskotek" marzyłaby mi się "Tolerancja" lub "Nienasycenie" - oj, ileż ja tego nie słyszałem. Pozostałe rozważania typu czy warto było zaczynać koncert od długich i wolnych "Zaprzepaszczonych..." oraz czy warto było wykończyć publikę utworami z pozycji 12-14, by później na długo wprowadzić ich w spokojniejszy klimat są kwestią bardzo subiektywną.

I tak oto minął kolejny ważny dzień w historii bodaj najlepszego w tej chwili rodzimego zespołu z polskojęzycznymi tekstami. Było tak dobrze, że aż nie będę psuł sobie i innym krwi pisząc o kwestiach organizacyjnych - wszyscy się już chyba przyzwyczailiśmy, że ogarnięcie imprezy na 2000 ludzi to problem nie do przeskoczenia w tym kraju.

1. Zaprzepaszczone Siły Wielkiej Armii Świętych Znaków



2. Pierwsze Wyjście Z Mroku
3. Czas Globalnej Niepogody



4. Zero Osiem Wojna



5. Chaos Kontrolowany

6. Trujące Rośliny

7. Święta

8. Transfuzja

9. Zamęt
10. Dyskoteki


11. Nie ma Joozka
12. Tonacja
13. System
14. Skaczemy
15. Schizofrenia
16. Spadam
17. Zbyszek
--
18. Listopad
19. Popołudnia Bezkarnie Cytrynowe
20. Sto Tysięcy Jednakowych Miast
21. Cisza I Ogień
22. Świadkowie Schyłku Czasu Królestwa Wiecznych Chłopców
23. Leszek Żukowski

PS. Na koniec pamiętajcie: powtarzanie psychodelicznego śmiechu po liderze grupy rockowej może grozić zrobieniem z siebie idioty :-)

PS2. Właśnie otrzymałem maila od Michała Cz. z przypomnieniem, że powinienem zawrzeć w relacji treść SMSa, którego wysłałem do niego w trakcie koncertu, a który brzmiał: DÓŁ RULEZ, JE*AĆ KRZESŁA. Bez urazy. Mnóstwo wspaniałych ludzi okupowało górę, ale ja bym w końcu wyskoczył przez tę barierkę z emocji.

M. Kubicki

Magazyn Gitarzysta jest patronem koncertu, jak również planowanego wydawnictwa DVD grupy Coma.