Brutal Assault - 09-11.08.2007 - Jaromer (Czechy)
Festiwal sztuki ekstremalnej - w taki właśnie sposób organizatorzy promują jeden z największych festiwali ciężkiej muzyki na Starym Kontynencie. Dwunasta już edycja Brutal Assault odbyła się w tym roku po raz pierwszy w miejscowości Jaromer (Jaromierz), około 60 kilometrów od granicy z Polską. Nowe miejsce to nowe oczekiwania i nowe możliwości bowiem całość imprezy została zamknięta w bardzo dobrze zachowanej dawnej fortecy wojskowej Josefov. Zapowiadało się nie lada wydarzenie.
Festiwal ruszył pełną parą dopiero w piątkowy wieczór, gdy o godzinie 18 na scenie zameldował się duński Saturnus. Ich muzyka nie należy co prawda do najcięższych, raczej do tych bardziej klimatycznych, aczkolwiek swoim występem chyba jako pierwsi rozruszali trochę przybyłą publikę. Kolejne występy, a mianowicie Belphegor i Dismember to już "jazda bez trzymanki". Szczególnie legendarni Szwedzi, których koncerty z powodu małego zainteresowania odwołano w tym roku w Polsce, zaprezentowali się na światowym poziomie, prezentując death metal najwyższych lotów. Po nich na scenę wkroczyli Amerykanie z All That Remains. Była to niejako odskocznia od głównej tematyki festiwalu bowiem panowie (i pani na basie) ze Stanów Zjednoczonych zaprezentowali bardzo świeży i nowoczesny metal z wieloma różnymi domieszkami. Za swój występ zostali nagrodzeni gromkimi brawami. Zapewne dzięki tak gorącemu przyjęciu nie omieszkają jeszcze kiedyś wrócić do Republiki Czeskiej, w której to nota bene byli po raz pierwszy. Tego dnia warto odnotować także występ rodaków ekipy All That Remains, a mianowicie weteranów z Suffocation. Fani naprawdę ciężkiego metalu mogli czuć się ukontentowani po występnie Amerykanów. NatomiastgGwiazdą pierwszego dnia Brutal Assault było bez wątpienia szwedzkie Dark Tranquillity, które porwało publiczność nie tylko przeglądem swojej radosnej twórczości, ale także niezwykłym klimatem, który to unosi się zazwyczaj na ich występach.
Sobota zapowiadała się dniem głównym całej imprezy. Koncerty rozpoczęły się już o godzinie 10 i podwyższały z minuty na minutę temperaturę przed tym co miało nadejść. Po raz pierwszy przyspieszone bicie serca wywołali zdecydowanie Duńczycy z Mnemic. Panowie prezentujący najogólniej ujmując nowoczesny metal nie zostawili na bawiącej się publice suchej nitki. Czterdziestominutowy set przyniósł utwory "In The Nothingness Black" i "Meaningless" z najnowszej płyty "Passenger" oraz starsze utwory: "Deathbox" z "The Audio Injected Soul" oraz "Ghost", "Door 2.12" i "Liquid" z pierwszego albumu "Mechanical Spin Phenomena". Równie energetyczny set zaprezentowali panowie z Black Dahlia Murder. Nazywani w wielu kręgach piewcami brutalnego metalcore'a Amerykanie dali naprawdę bardzo dobry koncert. Następnie oczy wszystkich uczestników imprezy zwróciły się na kolejnego wykonawcę, który dla wielu przybyłych był przysłowiową rodzynką na cieście. Mowa tu o Amerykanach z Cynic, którzy aby uświetnić dwudziestolecie swojego istnienia postanowili wybrać się w trasę. Mimo, że już nie do końca w tym samym składzie jak na początku działalności, set jaki zaprezentowali Paul Masvidal, Sean Reinert, Chris Kringel i Dave Senescu, był bez wątpienia porywający. Uwagę zwracała przede wszystkim doskonała technika i dokładność. Zespół zaprezentował większość kawałków ze swojej jedynej, ale jakże bardzo ważnej płyty dla metalu - "Focus". Oprócz tego panowie zagrali nowy kawałek, który został stworzony specjalnie na potrzeby tej trasy. Nosił on nazwę "Evolutionary Sleeper". Swoimi występami atmosferę coraz bardziej podgrzewali death metalowcy z Malevolent Creation, hardcore'owy Madball czy jeden z bardziej melodyjnych zespołów tego dnia - skandynawska Katatonia. Około godziny 22:40 temperatura pod sceną sięgnęła zenitu. Na scenę wkroczył bowiem zespół, który przez wielu określony został największą gwiazdą tego festiwalu. I zaprezentował się jak na gwiazdę przystało. Jedno jest pewne - Soulfly - bo o nim mowa, ma się cały czas dobrze i nic nie wskazuje na to żeby miało się to zmienić. Max Cavalera i spółka zaprezentowali publiczności nie tylko twórczość własną (m.in. "Back To The Primitive", "Jumpthafuckup", "The Prophecy", "Seek'n'Strike", "Eye For An Eye"). W repertuarze nie zabrakło także utworów nieśmiertelnej Sepultury ("Inner Self", "Refuse/Resist", "Roots Bloody Roots") czy Nailbomb. W pewnym momencie na scenie pojawił się także przybrany syn Maxa, Richie, który wykonał wraz z zespołem kawałek "Bleed". Warto też w tym miejscu wspomnieć o pozostałych muzykach Soulfly, którzy również zasługują na słowa pochwały. Umiejętności techniczne, precyzja, żywiołowość i spontaniczność. Koncert ten pokazał, że Marc Rizzo, Joe Nunez i Bobby Burns nie są przypadkowymi ludźmi w przypadkowym miejscu. Po niespełna półtoragodzinnym występie Maxa i jego trupy na scenę wkroczył osławiony już w Polsce Gorgoroth, który swoim występem w Krakowie kilka lat temu poruszył dogłębnie nie tylko fanów, ale także polską policję i prokuraturę. Co tu dużo mówić, czystej krwi black metal. Występ mógł się podobać, a komu to nie odpowiadało szedł sobie na piwo. Amen. Tym sposobem dzień numer dwa Brutal Assault 2007 przeszedł do historii.
Trzeci, i zarazem ostatni dzień festiwalu, zapowiadał się najbardziej ekstremalnie spośród wszystkich. Na scenie tego dnia królowały przede wszystkim black, death i grind core. Jednym z nielicznych przedstawicieli nowoczesnych odmian metalu była tego dnia francuska Dagoba. Półgodzinny występ okraszony elementami elektroniki i sampli był ciekawy i żywiołowy. Prawdziwe szaleństwo rozpoczęło się jednak dopiero w godzinach wieczornych. Na scenie pojawiali się kolejno Zyklon, Keep Of Kallessin, Carnal Forge i w końcu amerykańscy weterani z Immolation. Młodość przemieszana z doświadczeniem, technika z szybkością, jednak pasja do muzyki jedna i ta sama. Kiedy emocje już trochę opadły i na scenie zameldowała się gotycko-metalowa kapela Madder Mortem, większość w ogóle nie chciała aby tempo festiwalu zwolniło i czekała już na występ Vadera. Petera i spółkę przywitała cała gromada fanów z Polski w związku z czym frontman olsztyńskiego zespołu postanowił mówić do publiki po polsku. Set grupy był zróżnicowany, przez scenę przetoczyły się m.in. kawałki zarówno z "De Profundis" jak i z "Revelations", był także nieśmiertelny "Carnal". Ogólnie rzecz biorąc, chyba jeden z najjaśniejszych występów tego dnia. Po Polakach przyszedł czas na gwiazdę dnia ostatniego, a mianowicie norweski Satyricon. Zespół praktycznie już teraz uważany za kultowy dał bardzo dobry występ. Widać, ze Satyr był ukontentowany reakcją publiczności, szczególnie powiewającymi flagami, które, jak to ujął, przypominają mu lata osiemdziesiąte i ówczesne koncerty. Na deser pozostał jeszcze występ zespołu, który dla death metalu znaczy równie wiele co choćby Korn dla nowej fali ciężkich brzmień. Death metalowcy z Dying Fetus nie pozostawili suchej nitki na amatorach szybkiego, technicznego i precyzyjnego grania. Liczne superszybkie pasaże, tappingi i legata robiły ogromne wrażenie na publice. Około godziny pierwszej w nocy panowie, dziękując za przyjęcie, zeszli ze sceny. Tym samym Brutal Assault Anno Domini 2007 dobiegł końca.
Podsumowując, muzycznie festiwal zaliczyć można bez dwóch zdań na piątkę z plusem. Przez trzy dni na dwóch scenach wystąpiło siedemdziesiąt kapel i, o dziwo, żadna nie wypadła. Natomiast organizacyjnie, zważywszy też na to, że po dwunastu latach festiwal odbył się w nowym, niepoznanym jeszcze miejscu, bywało różnie. Na szczęście nikt większych pretensji nie miał i wszyscy mniej lub bardziej, ale szczęśliwi wrócili do domów. Nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na kolejną edycję, która już za rok.
Krzysztof Kukawka