Rootwater - 06.11.2009 - Bielsko-Biała

Relacje

Wejściu do klubu naszej rozweselonej kompanii towarzyszył akompaniament muzyki Huge CCM, którzy jako pierwsi tego wieczoru mogli zaprezentować się bielskiej publiczności. Na żywo widziałem ich już kilkakrotnie i za każdym razem nie potrafili mnie do siebie przekonać. Niestety ponownie, starając się wyłuskać cokolwiek interesującego z ich twórczości, moje próby spełzły na niczym i większą część ich występu spędziłem w toalecie… rozmawiając ze spotkanym znajomym. Ocenianie brutalnego metalcore’a pozostawię chyba koneserom gatunku…

Blindead nie miał tego wieczoru szczęścia. Sami muzycy jak zwykle byli na scenie w pełni zaangażowani i sprawiali wrażenie zahipnotyzowanych granymi przez siebie dźwiękami. Odbiór, wczucie się w ich muzykę i faktyczne jej przeżywanie utrudniało jednak nieczytelne brzmienie. Słychać było głównie wokal Nicka i sekcję rytmiczną, niestety gitary Havoca i Deadmana gubiły się w wytworzonej ścianie dźwięku i w wielu momentach trzeba było sobie je "dopowiadać". Ucierpiał na tym zwłaszcza wieńczący występ tytułowy numer z wydanej kilka miesięcy temu EP-ki "Impulse", w którym samym członkom zespołu zdarzyło się parę wpadek, wyśmienita solówka z końca utworu była zaś w ogóle niesłyszalna. Szkoda, tym bardziej, że Blindead grał w Bielsku-Białej ostatni raz kilka lat temu. Liczę więc, że grupa jak najszybciej powróci do Rude Boy’a, by pokazać na co faktycznie ją stać.

Narażę się teraz zapewne wielu fanom Maćka Taffa i jego kolegów z zespołu, Rootwater uważam jednak za kapelę, która swój sukces zawdzięcza raczej znanym nazwiskom ją tworzących i umiejętnościom sprawnego coverowania numerów folkowych, a nie faktycznej wartości artystycznej. In plus można uznać dystans samego frontmana, żartującego, że jego zespół to "kopiści", będący dumni z braku własnej oryginalności. Kontaktu z publiką zazdrościć mogą mu zaś całe legiony metalowych wokalistów w naszym kraju. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas ich występu wynudziłem się prawie jakbym gdybym oglądał jakąś polską telenowelę. Wierze podobało się jednak bardzo, więc albo było to spowodowane moim malkontenctwem, albo gust muzyczny polskich metalowców pozostaje, przynajmniej dla mnie, zjawiskiem dość kontrowersyjnym.


Na koniec jeszcze łyżka dziegciu dla organizatorów. Promocja koncertu naprawdę wołała o pomstę do nieba. Rootwater, silnie promowany ostatnimi czasy przez Mystic Production, i Blindead, obecnie jedna z najciekawszych polskich kapel metalowych, ściągnęły do klubu zaledwie ok. 80 osób. Wynik byłby zapewne lepszy, gdyby nie fakt, że ktoś odpowiedzialny za rozwieszanie plakatów chyba zlekceważył swoją rolę…  

Jacek Walewski