Castle Party 2009 - 23-26.07.2009 - Bolków

Relacje
Castle Party 2009 - 23-26.07.2009 - Bolków

Ivan Sitsko wybrał się na festiwal Castle Party w Bolkowie. Oto co uchwycił swoim obiektywem i jak to ocenił.

PIERWSZY DZIEŃ

Jak chyba każdy, kto przyjeżdża na Castle Party pierwszy raz, byliśmy porażeni wyglądem i ilością ludzi na festiwalu. Niestety, w pierwszym dniu scena znajdowała się w ślepym kącie dziedzińca, była mała, a tłumy ludzi przeszkadzały w wygodnym oglądaniu występów. Irfan, kapela z Bułgarii, zagrała w folkowych klimatach, bardzo przyjemnie i profesjonalnie. Aesthetic Meat Front, jak można się domyślać z zamieszczonych poniżej zdjęć, nie każdemu przypadło do gustu. Publiczność opuszczała dziedziniec, bo był to widok dla ludzi o mocnych nerwach. Z drugiej strony, takiego widowiska nigdy nie zapomnę. Skinny Patrini nigdy wcześniej nie słyszałem i okazało się, ze warto było wybrać się na ich występ. Bardzo mocny koncert, który rozgrzał publiczność na tyle, ze nie chcieli puszczać Anny i Michala ze sceny. Osobiście czekałem tego wieczoru na jedną kapelę: Variete. Od dawna jestem ich fanem, a nigdy wcześniej nie widziałem ich na żywo. Chociaż przyjechali tylko wokalista i gitarzysta, koncert był bardzo udany. Cały ten czas mieliśmy wrażenie, że ludziom na festiwalu nie bardzo zależy na koncertach, a raczej na pokazywaniu siebie i swoich strojów, ale drugi dzień zmienił naszą opinię.




 













DZIEŃ DRUGI

W sobotę ludzi było jeszcze więcej, a scena została przeniesiona w lepsze miejsce. Bardzo chcieliśmy trafić na Indukti, ale niestety pogoda nie dopisywała, spóźniliśmy się i zobaczyliśmy tylko ich pożegnanie. Madre del vizio i Spektra Paris nie za bardzo przypadły mi do gustu. Dreadful Shadows zagrali poprawnie, ale nic poza tym. Wyjątkiem była świetna wersja "Twist In My Sobriety". Fading Colors zafundowali nam ciekawe wizualizacje, występ był niezły, ale niestety, wokal na płytach brzmi dużo lepiej niż na żywo. Nie przepadam za niemieckim Crematory, więc odpoczęliśmy sobie przed najgorętszym występem tego dnia, czyli szwedzkim Covenant. Właśnie na tym koncercie było widać, że muzyka jednak rządzi tym festiwalem. Pełen zamek, noc (bo występ się zaczynał po 23-ej), bardzo dobre nagłośnienie i wspaniale zagrane utwory z chyba wszystkich płyt, a nawet kompozycje przedpremierowe.


DZIEŃ TRZECI

W niedziele, niestety, wybraliśmy się tylko na jeden koncert, bo droga do Warszawy długa i kręta jest. Nie odmówiliśmy sobie pójścia na legendę polskiego gothic rock/metalu, czyli Artrosis. I tutaj nagłośnienie też było bardzo fajne. Trzech gitarzystów, bębny, klawisze i czasami nawet dwie wokalistki, wszystko brzmiało pięknie i profesjonalnie. Zagrali dużo materiału ze starych albumów, a na koniec nawet "mix" składający się z chronologicznie ułożonych utworów z każdej z płyt. Przyszła pora by jechać do domu...


  Ivan Sitsko