Hocico - 15.04.2017 - Wrocław
Hocico koncertował po Europie w ramach trasy 'Made of Hate', a w świąteczną Wielką Sobotę, w ramach przedostatniego przystanku zawitał do wrocławskiego Firleja.
Być może ów zbieg świąt i diabolicznego występu Meksykanów okazał się dla niektórych niezbyt fortunny, bowiem w klubie stawiła się mniej liczna i przy okazji nieco bardziej niemrawa publiczność niż można było oczekiwać, biorąc pod uwagę wysoki status duetu na scenie electro. Poza fanami o klasycznym, gotycko-elektronicznym wizerunku Bolków-style, nie zabrakło również miłośników wybierających na co dzień raczej cięższe dźwięki. Nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ Hocico jest zespołem, który w znacznie większym stopniu, aniżeli w przypadku innych składów wychodzi ze swym wypełnionym negatywnymi emocjami przekazem poza electro-niszę. Sami muzycy określają zresztą swą twórczość jako "pure electronic hate", choć złośliwi powiedzieliby pewnie, że Hocico to po prostu zwykła techniawa dla metaluchów.
Jak zwał, tak zwał, faktem jest w każdym razie, że duet dostarczył swoim zwolennikom, którzy postanowili oderwać się na chwilę od świątecznego klimatu, dokładnie to, czego oczekiwali. No chyba, że oczekiwali większej ilości starszego materiału. Niestety (lub stety) w tej kwestii Meksykanie nie poszli na ustępstwa i skoncentrowali się na promocji ostatniego krążka "Ofensor" z 2015 roku (m. in. "Sex Sick", "Heart Attack", "Bienvenido A La Maldad", "In the Name of Violence"), robiąc zazwyczaj wycieczki nie dalsze niż do "El Último Minuto Antes De Que Tu Mundo Caiga" i "Tiempos De Furia", z którego zaprezentowali m. in. "Dog Eat Dog" czy przebojowy singiel "Bite Me!". Najstarszym utworem w setliście okazał się "Poltergeist" sprzed 17 lat, a zabrakło przede wszystkim czegokolwiek z mojego ulubionego debiutanckiego długograja "Odio Bajo El Alma", który w tym roku obchodzi swoje 20-lecie.
Nie ma jednak co narzekać, bowiem zwłaszcza w wersji na żywo (o ile ten termin w ogóle tu pasuje, wszak mowa tylko o żywych wokalach), muzyka Hocico zlewa się w jeden długi, rytmiczny, trzęsący podłogą Firleja beat, idealny do - jak kto woli - skakania, tańczenia, rytmicznego gibania się w miejscu czy choćby postukiwania stopą. A w końcu to przecież właśnie o dobrą zabawę chodzi tu najbardziej.
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki