Abbath - 16.02.2016 - Warszawa

Relacje
Abbath - 16.02.2016 - Warszawa

Abbath uprzejmie przypomina, że zima jeszcze się nie skończyła. Nic więc dziwnego, że ze sceny w Proximie powiało frostem.

 

Kolejny rozłam w Immortal stał się faktem i kolejny raz sprawy w swoje ręce bezzwłocznie wziął Abbath. O ile wciąż jeszcze nic nie wiadomo na temat dalszych planów Immortal, w którym pozostali Demonaz i Horgh (a biorąc pod uwagę solowy krążek Demonaza z 2011 r., fajerwerków niestety spodziewać się nie należy), tak Abbath błyskawicznie wysmażył - być może podpierając się przy tym materiałem tworzonym z myślą o kolejnym krążku swej macierzystej ekipy - debiutancki album pod nowym szyldem. Nie ma powrotu do I (może ze względów kontraktowych), jest za to Abbath, a tak samo zatytułowany album brzmi nie tylko jak Immortal, ale przede wszystkim jest bardzo przyzwoity i zdecydowanie wstydu twórcom nie przynosi.

O ile jednak Immortal zazwyczaj miał zagwarantowane dobre godziny na głównych scenach dużych festiwali (a czasem nawet status jednej z gwiazd imprezy), tak Abbath wydaje się nie przejmować, że wraz z promocją debiutu odwiedza mniejsze kluby. Wcześniej objeżdżał Europę w towarzystwie Behemoth i Entombed A.D. (wielka szkoda, że nie dotarł do nas właśnie taki zestaw), by później kontynuować trasę samodzielnie. W jednym z wywiadów Abbath stwierdził, że mimo takiej nazwy projektu czuje się jak w prawdziwym zespole, czego od dawna nie doświadczał już w Immortal. Mam wrażenie, że widać to było na scenie niestety nie do końca zapełnionej tego dnia Proximy. Zresztą, może to i dobrze, bo w przeciwnym razie las wyciągniętych w górę rąk dzierżących smartfony byłby jeszcze gęstszy i trudniejszy do zniesienia. To zjawisko, które przybiera już rozmiary epidemii i, szczerze mówiąc, podziwiam muzyków, którzy zachowują spokój niezmiennie widząc przed sobą dziesiątki świecących w mroku ekranów telefonów.

O warunkach akustycznych i wątpliwym komforcie koncertowym Proximy pisałem już nie jeden raz, dlatego tym razem ograniczę się tylko do stwierdzenia, że mimo obaw, iż usłyszę na żywo co najwyżej brzęczenie komarów (to nic, że z mroźnej północy, komar to komar), brzmienie okazało się całkiem przyzwoite. Dobrze sprawdziły się zwłaszcza prostsze i mniej gęste utwory z zaprezentowanego niemal w całości "Abbath". Set uzupełniły kompozycje I ("Warriors") i oczywiście Immortal z hitami w rodzaju "Solarfall", "Tyrants" czy "One By One", a nawet najstarszym z zestawu "Nebular Ravens Winter", pochodzącym z "Blizzard Beasts", a więc czasów, w których Immortal gnał z prędkością światła. Bardzo sympatyczny wieczór, choć mimo wszystko dobrze, że wiosna tuż za rogiem...

Setlista:

To War
Winter Bane
Nebular Ravens Winter
Warriors
Ashes of the Damned
Fenrir Hunts
Tyrants
One By One
Count the Dead
Root of the Mountain
Solarfall
Endless
All Shall Fall

Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki

Powiązane artykuły