Przystanek Woodstock 2009 (eliminacje - drugi półfinał) - 23.05.2009 - Warszawa

Relacje
Przystanek Woodstock 2009 (eliminacje - drugi półfinał) - 23.05.2009 - Warszawa
Drugi dzień eliminacji do Przystanku Woodstock 2009, zorganizowanych w warszawskim klubie Stodoła, rozpoczął się od opóźnienia i smutnej informacji, że dwa zespoły nie dały rady dotrzeć na miejsce z powodów losowych.

Już na starcie odpadły więc dwie załogi: Smokhing Band oraz Orange The Juice. Szczególnie absencja drugiego składu rozczarowała mnie osobiście, bowiem Orange The Juice gra niezwykle ciekawą mieszankę gatunków, które teoretycznie nie powinny do siebie w ogóle pasować (np. metal i jazz). Cóż, choroba wokalisty była nie do przewidzenia przez kogokolwiek, a sam zespół z pewnością żałował, że nie może skorzystać z okazji do zaprezentowania się przed jury i powalczenia o dużą scenę Przystanku Woodstock 2009.

Z powodu nieobecności dwóch zespołów rozpoczęcie imprezy przesunięto na godzinę 17.30, jednak do faktycznego startu doszło po godzinie 18. Każda formacja miała 20 minut na przedstawienie swojej twórczości. Po krótkim wstępie wygłoszonym przez brodatego prowadzącego oraz odczytaniu listy sponsorów na scenę weszła pierwsza grupa.

Big Fat Mama, bo tak nazwali swoją załogę muzycy rozpoczynający drugi dzień eliminacji do Przystanku Woodstock 2009, zaskoczyli wszystkich energetyczną mieszanką funku, soulu i bluesa. Nie można odmówić żywiołowości całemu zespołowi, a w szczególności wokalistce, która przez cały występ przyciągała wzrok charakterystycznym tańcem. Trzeba zwrócić również uwagę na przebrania grajków, dodających całemu występowi nieco komizmu. Muzycznie pochodzące ze Szczecina Big Fat Mama wypadło bardzo dobrze, budując nietypowy klimat i niemal hipnotyzując zgromadzoną publiczność. Mieliśmy tutaj zarówno nastrojowe, wyciszone momenty, jak i pełne energii i funkowej werwy piosenki.





    


Po Big Fat Mama i krótkiej przerwie potrzebnej na rozstawienie sprzętu, przyszła kolej na zaprezentowanie się kapeli Majestic, grającej połączenie reggae i ska. Skład ten istnieje już kilka lat i ma na swoim koncie kilka sukcesów (m. in. zwycięstwo na Ostróda Reggae Festiwal 2006). Młodzi wiekiem muzycy zaserwowali jury oraz publiczności bujające i wpadające w ucho rytmy, których podstawą był pulsująca sekcja rytmiczna, a dopełnieniem aż trzy instrumenty dęte i wokale.  Występ był bardzo poprawny, jednak w mojej ocenie zabrakło zespołowi nieco energii, jaka przystaje do muzyki prosto z Jamajki.





    


Kolejnym zespołem, który stanął w szranki do walki o dużą scenę Przystanku Woodstock 2009, był grający gatunek punk Bunkier. Kapela działalność rozpoczęła już na początku lat 90-tych i do tej pory zaliczyła na swoje konto kilka osiągnięć. W zaprezentowanych utworach nie brakowało punkowego pazura, jednak pojawiły się momentami także klimaty reggae, a smaczku dodawał akordeon i bongosy. Bunkier zaprezentował się dobrze, a grający na basie wokalista Stary Kulik idealnie pasował do wytworzonego klimatu. Niestety, cały występ w moich oczach (i prawdopodobnie nie tylko) zepsuli wierni fani Bunkra. O ile na koncertach w klubach szalejąca publika to najcenniejszy skarb dla kapeli, tak w trakcie eliminacji do Przystanku Woodstock 2009 pogo pod sceną wydawało się nie przystawać do kameralnej atmosfery przesłuchania. Ochroniarze zmuszeni byli obstawić filmujące całe wydarzenie kamery, a na twarzach członków jury pojawił się mały wyraz niezadowolenia, że mają utrudnione baczne obserwowanie grających muzyków.

   
    


Po punkowym Bunkrze na scenę wszedł Bruno Schultz - łódzka formacja, łącząca w swojej twórczości wiele nurtów muzycznych i przywodząca nieco na myśl dokonania Radiohead. Bardzo dobre wrażenie na scenie robił wokalista, który nie stał w miejscu chyba przez ani jeden moment koncertu. Serwowane przez niego partie klawiszowe oraz niektóre zwrotki śpiewane przez megafon zdecydowanie nadawały charakteru całemu występowi. Mocną bazą granego przez Bruno Schultz koncertu był pulsujący bas zakapturzonego Wita Zarębskiego.



 
   


Po występie Bruno Schultz zorganizowano krótką przerwę, aby jury i publiczność mogła odetchnąć, rozprostować kości albo zwyczajnie wymienić się poglądami na temat zespołów, które dotychczas się zaprezentowały.

Po przerwie na scenę wszedł Ri!codeh - łódzki skład grający dancehall w polskim wydaniu. Osią zespołu jest trzech wokalistów, a podstawą wprawiająca biodra w ruch perkusja oraz reaggująca gitara i klawisze. Występ Ri!codeh trzeba uznać do udanych, jednak wydawało się, że zespół nie zaprezentował nic, co mogłoby zaskoczyć jury. Szkoda, że formacja nie zaplanowała czegoś specjalnego na okazję eliminacji.


  


Po dancehallu przyszedł czas na mocne tąpnięcie w wykonaniu formacji Chico. Od początkowych nut pierwszego utworu Chico uderzyło z całą siłą, posyłając w stronę publiczności mięsiste riffy i mocny wokal. Śpiew Gbenza zasługuje tutaj na szczególne uznanie, łączy on w sobie bowiem zarówno wysokie, melodyjne partie, jak i niskie, ocierające się o growl wrzeszczenie. Chico umiejętnie wykorzystało również komputery i sample, co doskonale słychać było na początku kawałka zatytułowanego "Belong". Słup skoncentrowanej energii trafiał ze sceny prosto do uszu jury i publiczności, zmuszając ją do machania głowami i wybijania nogami rytmu.



  


Po energetycznym Chico na scenę wszedł kolejny zespół, który zaserwował zgromadzonym dawkę mocnych brzmień. Mowa tutaj o Ametrii, czyli jednym z bardziej znanych i uznanych składów spośród startujących w eliminacjach do Przystanku Woodstock 2009. Ametria zaprezentowała utwory z ostatniej swojej płyty "Nowy Dzień" oraz brylujący niegdyś w radiu przebój "Hiszpański Hicior". W występie Ametrii dostaliśmy to, czego można było się spodziewać - niskie męskie wokale przeplatające się z melodyjnym śpiewem Marty oraz jeżące włosy ostre gitarowe riffy. Ametrii nie zabrakło mocy, jednak jak w późniejszej rozmowie stwierdził sam zespół, szanse na przejście do dalszego etapu były niewielkie. Wszak na swoim koncie warszawiacy mają już zarówno studyjne płyty, jak i występ na Przystanku Woodstock.


   
    
    
    


Ostatnim zespołem, jaki miał okazję zaprezentować się podczas eliminacji, był poruszający się w klimatach reggae Ares & The Tribes. Zespół na miejsce dotarł później niż pozostali, dlatego pozwolono mu na próbę dźwięku poprzedzającą właściwy występ. Już w trakcie ustawiania sprzętu muzyka porwała publiczność, a dalej było tylko lepiej. Większość zgromadzonych na sali nie mogła stać bezczynnie, a nogi samoczynnie poruszały się w rytm muzyki. W Ares & The Tribes uwagę zwraca bardzo charyzmatyczny wokalista, mocno osadzony w klimatach Jamajki. Jego śpiew i gra na klawiszach oraz bongosach dawała dowód na to, że podejście do swojej twórczości ma bardzo poważne i zakorzenione w tradycji gatunku.






Po zakończeniu występu Ares & The Tribes na scenie pojawił się Jurek Owsiak, który w swoim przemówieniu podsumował dwa dni eliminacji, zwrócił uwagę na wysoki poziom zespołów i podziękował wszystkim za przybycie. Następnie jury w pełnym składzie udało się na trwającą prawie pół godziny naradę, mającą wyłonić pięć zespołów przechodzących do kolejnego, finałowego już etapu eliminacji.

Wyniki decyzji podjętych przez jury odczytała Gosia Kaczmarek z Fabryki Zespołów. Do finału eliminacji na Przystanek Woodstock 2009 przeszło 5 kapel:
Chico
Big Fat Mama
Kochankowie Gwiezdnych Przestrzeni
Infernalia
Pampeluna



  
    


Jak się jednak okazało, nie był to koniec atrakcji. Jurek Owsiak postanowił przyznać bowiem nagrodę specjalną - bezpośrednie zaproszenie na występ podczas tegorocznego Przystanku Woodstock dla jednego zespołu. Wybrańcem okazał się Ares & The Tribes, występujący jako ostatni w trakcie eliminacji. Energia i poziom ich występu nie daje cienia wątpliwości, że decyzja ta była słuszna.

Wybrana piątka spośród 18 prezentujących się na eliminacjach zespołów już w czerwcu spotka się ponownie w warszawskim klubie Stodoła, gdzie zawalczy o główną nagrodę - koncert na dużej scenie Przystanku Woodstock 2009 oraz występ podczas targów Music Media 2009. Do zobaczenia za miesiąc!

Tekst i zdjęcia: Marcin Kamiński