Deine Lakaien - 22.02.2015 - Warszawa

Relacje
Deine Lakaien - 22.02.2015 - Warszawa

Deine Lakaien funkcjonuje na scenie już 30 lat, ale na klubowym koncercie w Polsce wystąpił dopiero po raz pierwszy.

Wcześniej duet trzykrotnie gościł w Bolkowie na Castle Party i to właśnie tam w 2004 roku, na znakomitym akustycznym koncercie miałem okazję widzieć go pierwszy i aż do teraz ostatni raz. Support warszawskiego występu Deine Lakaien w postaci God's Bow wskazywał, że za Niemcami wciąż ciągną się gotycko-lateksowe klimaty, tymczasem zdecydowana większość publiczności przybyłej tego wieczoru do Progresji nie wyglądała na stałych bywalców klimatycznej imprezy na zamku w Bolkowie. Oczywiście pozory mylą, ale przecież duet - w warunkach koncertowych rozszerzony o dwóch dodatkowych muzyków - oferuje dźwięki, które nie dość, że nie mają wiele wspólnego z głównym nurtem gotyckich imprez, mają za to bezsporny potencjał, aby przypaść do gustu znacznie szerszemu gronu odbiorców.

Oparty na oldschoolowym elektronicznym brzmieniu przekaz zespołu dotyczy przecież spraw najistotniejszych, takich jak miłość, miłość, miłość i... pieniądze, choć w tym ostatnim przypadku, po zakończeniu "Overpaid", Alexander Veljanov lojalnie ostrzegł publiczność, żeby nigdy nie próbowała kupować - oczywiście - miłości, bo to nie działa. Zresztą konferansjerka frontmana była dodatkowym smaczkiem koncertu. Swoją drogą Veljanov trzyma się świetnie i wygląda - w dobrym tego określenia znaczeniu - jak zakonserwowany w formalinie. Frontman wciąż dysponuje też mocnym, niskim głosem, choć momentami używa go nieco zachowawczo, nie pozwalając sobie na szczególne szaleństwa.

Występ rozpoczął się od serii starszych kompozycji, ze wszystkich, poza "Forest Enter Exit" albumów, nie wyłączając za to debiutu. Później w setliście pojawiła się solidna reprezentacja promowanego, wydanego w ubiegłym roku "Crystal Palace" ("Nevermore", "Farewell", "Forever and a Day", "The Ride", "Where the Winds don’t Blow", "Crystal Palace" i zagrany na zakończenie "Pilgrim"). To całkiem solidna płyta, podobnie jak jej poprzednik sprzed pięciu lat, czyli "Indicator" reprezentowany dwoma kompozycjami ("Gone", "Europe"), ale nie ukrywam, że najbardziej czekałem na starsze rzeczy. Tych nie zabrakło, choć oczywiście zawsze mogło być ich więcej. Nie ma jednak co narzekać, ponieważ publiczność otrzymała między innymi takie hity jak "Return", "Into My Arms" i "Overpaid" z chyba najbardziej rozpoznawalnego albumu Deine Lakaien "Kasmodiah", "Over and Done" i "Where You Are", a także jeszcze starsze rzeczy jak "Colour-Ize", "Reincarnation", "Fighting The Green", "Manastir Baroue" czy oczywiście "Love Me to the End", bez którego nie mógłby się obejść żaden koncert Niemców.

Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki