Alestorm - 25.09.2014 - Kraków
Po pierwsze: Happy Metal Pirates wyruszyli w rejs do Krakowa. Wpław. Wisłą. Jak zawsze opiewali morski tryb życia, cierpieli na chorobę lądową i alkoholizm.
Papug nie odnotowałam, poza tym każdy miał dwie własne nogi i oboje oczu. Wpadli promować "Sunset On The Golden Age", ostatni album który urywa dupę i łeb z płucami. Rum i piwo lało się hektolitrami na scenie, pod sceną i w obu barach Fabryki.
Po intro "The Secret of Monkey Island" (komputerowa gra przygodowa wyprodukowana i wydana przez LucasArts w 1990 roku) odśpiewano następujące szanty:
1. Walk the Plank
2. The Sunk'n Norwegian
3. Drink
4. Over the Seas
5. Shipwrecked
6. Magnetic North
7. Back Through Time
8. Nancy the Tavern Wench
9. Midget Saw
10. Pirate Song
11. Surf Squid Warfare
12. Keelhauled
13. Rumpelkombo
14. The Huntmaster
15. Wenches & Mead
Encore:
Intermission
(1741 Intro)
16. 1741 (The Battle of Cartagena)
17. Wolves of the Sea
(Pirates of the Sea cover)
18. Captain Morgan's Revenge
19. Rum
Po drugie: Mam dość kłótni kto powinien być czyim supportem - Brainstorm Alestorma czy Alestorm Brainstorm. Na moje oko powinny być dwa koncerty, które i tak by się sprzedały.
Po trzecie TEN Brainstorm, to nie rockowa gejoza z Litwy, znana z Eurowizji 2000. Więc trącę nogami panienki i komentarze w stylu "Jak się Renārs postarzał" - były co najmniej nie na miejscu.
Jak widać niektórzy koncerty zaliczają jak dupy pod gimnazjum - żeby się mieć czym pochwalić. Niemiecki Brainstorm łoi tyłki rasowo, bezlitośnie i na bardzo dobrym poziomie. Aktualnie promują swój 10 album "Firesoul" (też urywa to co trzeba).
Po czwarte. Rok temu na Wacken Open Air szlag mnie trafił jak Metal Battle wygrali Crimson Shadows a nie nasza Gnida. Dobra, teraz muszę to odszczekać: zasłużyli. Kanadyjska załoga miażdży i chętnie poszłabym na pełnowymiarowy koncert (halo! czy ktoś z organizatorów to czyta?).
Po piąte (i ostatnie). Ja rozumiem, że w australijskiej Nowej Południowej Walii ludzie chodzą do góry nogami, kangur mówi dobranoc, Mikołaj przechadza się po plaży i na drzewach rosną koty, ale do jasnej cholery, najpierw stałam pod sceną i zastanawiałam się 10 minut czy zespół jeszcze się stroi czy już gra. Kolejny numer myślałam na co cierpi wokalista, ewentualnie co bierze i kto jest jego dealerem, a potem już tylko marzyłam żeby wsadzić sobie śrubokręt w ucho. Tym samym zdjęć Troldhaugen nie ma. Bredzili coś o trollach, więc może trolle zjadły.
tekst i zdjęcia: Romana Makówka