Eric Clapton (Life Festival Oświęcim) - 28.06.2014 - Oświęcim
Są gitarzyści i Gitarzyści. Ci drudzy, w przeciwieństwie do pierwszych, nie muszą grać 48-minutowego solo na ośmiogryfowej gitarze wkładanej na przemian za głowę i między nogi. Nie muszą również strugać gryfu z prędkością myśliwca F16, powodując przy tym wstrząs mózgu i zapalenie jajników u słuchaczy. Nie zdobią okładek, może z obawy, że blask ich sławy mógłby przez przypadek spalić cały nakład i narazić wydawcę na wypłaty kolosalnych odszkodowań. Prawdziwi Gitarzyści po prostu grają i nagrywają płyty, różnica jest tylko taka, że każdy zagrany przez nich riff jest kamieniem milowym w historii muzyki.
Życia by mi brakło, gdybym chciała przytoczyć tu wszystkie nazwiska związane z Claptonem. Polecę z grubsza po bandzie: The Beatles ("While My Guitar Gently Weeps"), The Rolling Stones (koncertowe "Flashpoint"), Jimi Hendrix, Jeff Beck, Roger Waters, Phil Collins, Daryl Hall, Chaka Khan, Mick Jones, David Sanborn, Robert Cray, Carlos Santana, B.B. King - sorry, muszę przestać, bo istnieje obawa, że z wrażenia przepali mi się procesor.
Nie sądzę również, że konieczne jest przytaczane życiorysu, dyskografii, listy kobiet, które zauroczył, czy instrumentarium. Ten temat znacie zapewne na pamięć. W tej chwili jedno jest ważne. Eric Clapton, Bóg gitary raczył zaszczycić nas swoją obecnością na Life Festival Oświęcim 2014.
Łaska Boża spłynęła także na mnie i dostąpiłam zaszczytu fotografowania Najwyższego. Na całe szczęście mogłam to robić z FOHA (budki, na której Jaśnie Pan Świetlik z Jaśnie Panem Dźwiękowcem dostąpili zaszczytu oświetlania i nagłaśniania Pana Boga), bo stojąc w fosie prawdopodobnie Jego geniusz wypaliłby mi oczy.
Magia totalna, wszechogarniająca magia. 20 tysięcy ludzi, setlista marzeń, półtorej godziny fenomenalnej gitarowej uczty.
Z dziennikarskiego obowiązku należy napisać dwa zdania o składzie towarzyszącym Mistrzowi: gitarzysta Andy Fairweather Low, który grywał między innymi z Rogerem Watersem i Billem Wymanem, basista Dave Bronze, którego można usłyszeć na "From The Cradle", Chris Stainton, znany chociażby z The Who i współpracy z Bryanem Ferry, Paul Carrack oraz Henry Spinetti, przy którym nawet James Kottak jest nieruchawy jak Pałac Kultury. Skład okraszały dwie najpiękniejsze czekoladowe babeczki jakie do tej pory widziałam - Sharon White i Michelle John. I jeśli kiedykolwiek usłyszę od jakiejś kobiety, że jest za gruba, zamiast wdawać się w idiotyczne dyskusje będę rozsyłać ich zdjęcia.
Setlista:
1.Somebody's Knocking
2.Key to the Highway
3.Pretending
4.Hoochie Coochie Man
5.Tell the Truth
6.Driftin' Blues
7.Nobody Knows You When You're Down and Out
8.Crazy Mama
9.Tears in Heaven
10.Layla
11.How Long
12.Gin House
13.Cross Road Blues
14.Little Queen of Spades
15.Cocaine
Bis:
16.High Time We Went
W ciągu ostatnich kilku miesięcy powtarzano wiele plotek o rzekomym kryzysie twórczym Edyty Bartosiewicz. Artystka miała podobno nie radzić sobie z presją publiczności i z tego powodu odwołała trasę koncertową. Nie wierzcie plotkom. Edyta dała fenomenalny występ i zaśpiewała wszystkie swoje największe przeboje.
zdjęcia i tekst: Romana Makówka