Solo Życia - 01.09.2007 - Lublin

Relacje
Solo Życia - 01.09.2007 - Lublin

Trzecia edycja konkursu "Solo Życia" urosła już do rangi festiwalu, wydarzenie rozwija się z roku na rok, a organizatorzy oprócz finalistów konkursu zapraszają coraz więcej artystów, także z zagranicy.

Koncert prowadzony przez redaktora Janusza Kosińskiego rozpoczął się o godz. 15:00 i trwał nieprzerwanie do 23:00. Jako pierwszy wystąpił lubelski zespół Londyn w składzie: Paweł Błędowski (gitara, wokal), Paweł Lisicki (bas) i Bartłomiej Boćkowski (perkusja), prezentując własne, przystępne w odbiorze rockowe piosenki z dość intrygującymi i zmuszającymi do myślenia tekstami. Londyn znany jest w regionie i zdobył powszechne uznanie słuchaczy za sprawą dużej ilości koncertów zagranych w ciągu kilku ostatnich lat. Jedno z nagrań grupy pojawiło się na składance Piotra Kaczkowskiego "Minimax", wydanej przez Polskie Radio.

Zgodnie z tradycją przed finałem konkursu "Solo Życia" wystąpił z własnym zespołem zwycięzca poprzedniej edycji Tomasz Rząd (gitara, śpiew), który wraz z Jurkiem Markuszewskim (perkusja) i Michałem Przybyłą (bas) zagrał swoje premierowe piosenki utrzymane w energicznym, blues-rockowym klimacie z elementami funky. Niestety nie widziałem całego występu, bo wraz z Krzysztofem Inglikiem dotrzymywaliśmy towarzystwa finalistom, którzy mimo zdenerwowania zmieszanego z podnieceniem ćwiczyli do ostatniej chwili, udzielali wywiadów (m.in. TVP3 Lublin) i dyskutowali o instrumentach, nagraniach, a także przeróżnych sposobach konserwacji strun (poczynając od fabrycznych preparatów, olejków do instrumentów dętych, a na wazelinie kończąc). 

Po występie Tomasza Rząda rozpoczął się finał konkursu "Solo Życia", w którym Siedmiu Wspaniałych zagrało swoje solo życia w losowo ustalonej kolejności. Na scenie oprócz Mietka Jureckiego pojawili się: Przewodniczący Sejmiku Wojewódzkiego w Lublinie - p. Andrzej Pruszkowski, Piotr Koszałka (laureat "Solo Życia" 2005), Tomasz Rząd (laureat "Solo Życia" 2006) oraz muzycy z lubelskiego zespołu Londyn, którzy mieli za zadanie akompaniować uczestnikom konkursu. Na koniec wszyscy zagrali wspólnie pod przewodnictwem Mietka Jureckiego, lidera orkiestry i twórcy festiwalu. Podczas obrad komisji konkursowej złożonej z muzyków (Mieczysław Jurecki - przewodniczący, Piotr Koszałka, Tomasz Rząd, Krzysztof Misiak) oraz dziennikarzy muzycznych (Janusz Kosiński, Dariusz Turecki, Artur Borkowski) z solowym programem wystąpił człowiek-orkiestra i wirtuoz gitary basowej z systemem MIDI - Krzysztof Ścierański. Oprócz zawiłych solówek zaprezentował również ogromne możliwości syntezatorów i zaawansowanych looperów. 

Choć w finale konkursu wyłoniony został tylko jeden zwycięzca, to w gruncie rzeczy nikt nie był tu przegrany, a każdy z uczestników wrócił do domu z cennymi i bardzo przydatnymi nagrodami. Wyróżnienia otrzymali: Robert Pieculewicz z Krakowa, Sławomir Kanderski z Włocławka, Krzysztof Kukiełka z Lublina oraz Arkadiusz Kopera z Przecławia - jedyny saksofonista wśród sześciu gitarzystów. Trzecie miejsce zajął Witek Żuromski z Obornik Wielkopolskich, drugie miejsce - Bartosz Jończyk z Lublina. Zwycięzcą "Solo Życia" 2007 został Bartek Woźniak (Września), 21-letni student trzeciego roku edukacji muzycznej na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Dzięki hojności sponsorów został on dosłownie zasypany wspaniałymi nagrodami. W zejściu ze sceny Bartkowi pomógł Prezydent Lublina Adam Wasilewski w asyście Przewodniczącego Sejmiku Wojewódzkiego oraz Dyrektora Biura Marketingu Miasta, korzystających z wózka pożyczonego od ekipy technicznej. 

Po części konkursowej usłyszeliśmy kolejną gwiazdę festiwalu "Solo Życia" Wirtuozerię spod Tatr - góralskie trio w składzie: Piotr Majerczyk (skrzypce elektryczne), Robert Czech (kontrabas), Grzegorz Pinczer (gitara), które połączyło rodzimy folklor z elementami jazzu, ujmując słuchaczy radością swej gry i jednocześnie przystępnością przekazu. Kolejnym punktem festiwalu był oczekiwany z niecierpliwością występ najszybszego gitarzysty w Polsce - Krzysztofa Misiaka, który wraz z sekcją rytmiczną zespołu Vintage w składzie: Mietek Jurecki (gitara basowa), Paweł Szafraniec (perkusja) oraz Piotrem Kukiełką rozkręcił niesamowity show oparty na własnych kompozycjach i kilku klasykach, jak np. "Black Night". Z trudem oderwałem wzrok od sceny, ale warto było to zrobić - na widowni ujrzałem bowiem wytrzeszczone oczy i charakterystycznie obniżone żuchwy gitarowej braci.

W momencie, gdy zanosiło się na krótką przerwę techniczną, zza ostatniego rzędu widowni, z ciemności wyłoniła się grupa młodzieńców ubranych na biało z instrumentami perkusyjnymi - Ritmodelia. Ten międzynarodowy zespół perkusjonistów swymi rytmami latynoskimi ocucił prawie już lewitujących fanów szybkiej jazdy gitarowej i radośnie rozkołysał piękniejszą część publiczności.

Mimo wieczornej pory temperatura i ciśnienie (także akustyczne) szybko podniosły się za sprawą zespołu Vintage, który świętował tego dnia premierę swojej debiutanckiej płyty "N° 1", (jej powstanie śledzimy na łamach naszego pisma w cyklu artykułów "Studyjna kuchnia Vintage"). Na tę okoliczność przyjechali z różnych stron Polski fani znający się do tej pory jedynie z forum internetowego tej grupy. Występ można opisać tylko w jeden sposób: "Ale czad, ale jazda!" - zupełnie jak w jednej z piosenek najprawdziwszy rock w klasycznym, ale też świeżo i radośnie brzmiącym wydaniu. Potężny zestaw basowy Mietka oraz ściana Hiwattów, na których Krzysztof Wałecki grał "po cichu", w dużym stopniu ograniczyły przody do transmisji perkusji i wokalu. Oczywiście poza rockową jazdą wśród jedenastu kompozycji znalazły się też ballady. Warto dodać, że teksty dwóch piosenek napisał zmarły niedawno Jacek Skubikowski.

Po koncercie grupy Vintage miejsce na scenie zajął pARTyzanT, czyli Krzysztof Toczko grający głównie techniką tappingu oburęcznego. Kiedyś pracował z zespołem Dżem, a obecnie jest liderem, wokalistą i menedżerem grupy rockowej Paradox oraz gra w zespole Zdrowa Woda. Ten artysta zrobił na mnie wyjątkowe wrażenie, ponieważ wypełnił amfiteatr nadzwyczajną aurą, która powstała z połączenia wyjątkowej interpretacji standardów jazzowych i rockowych, jak również zafascynowała mnie jego osobowość jako wirtuoza gitary elektrycznej. Biały Gibson Les Paul Custom w jego rękach po prostu śpiewał. Po kilku utworach dołączył do niego jego jedenastoletni syn o pseudonimie Mix Toczko, grający początkowo na djembe, a potem na pełnym zestawie perkusyjnym z podwójną stopą. Słuchając końcowego solo i nie widząc jego skromnej postury, można było odnieść wrażenie, że gra pełnoletni instrumentalista (!).

Zagraniczną gwiazdą festiwalu był znakomity węgierski gitarzysta fusion, Miki Birta, któremu towarzyszyli: Krzysztof Zawadzki (perkusista, kompozytor, producent, lider najlepszego polskiego zespołu fusion Walk Away) oraz (kontra)basista Michał Barański (laureat wielu konkursów jazzowych i klasycznych, który w kwartecie Brada Terry’ego trzy razy objechał Stany Zjednoczone i stale współpracuje z czołówką polskich jazzmanów). Wymienione trio zaprezentowało dynamiczne i melodyjne utwory jazz- -rockowe najwyższej próby. To był już ostatni występ, ale po trwającym ponad osiem godzin koncercie najbardziej wytrwali miłośnicy gitary wzięli udział w nocnym jam session odbywającym się w Lubelskim Centrum Kultury.

Kto był na festiwalu, z pewnością ma co wspominać, a kto nie był - ma czego żałować. Amfiteatr Ogrodu Saskiego kolejny raz stał się miejscem wielkiego święta muzyki. Finaliści konkursu i wszyscy występujący artyści udowodnili, że zgodnie z hasłem tegorocznego festiwalu Lepiej grać niż pić lub ćpać. Potwierdziła to także publiczność przyjazną atmosferą i swymi reakcjami. Muzyka jest zbyt piękna, a człowiek jest zbyt wielkim cudem, by jedno czy drugie niszczyć, o czym przypomniała postać Jimiego Hendriksa, a dokładniej - jego naturalnych rozmiarów zdjęcie umieszczone na scenie, będące reklamą jednego z efektów gitarowych. Po przeciwległej stronie znajdowała się podobna makieta, tyle że ze zdjęciem Erica Claptona, który zdążył zamienić substytut na prawdę i żyje w najpełniejszym tego słowa znaczeniu.