The Dillinger Escape Plan - 12.10.2013 - Kraków
Trzęsienie ziemi, tsunami, armagedon i apokalipsa. Jeden z najlepszych koncertowo zespołów na świecie, wpadł rozwalić krakowski Kwadrat. Tego nie bardzo da się opisać, to trzeba było po prostu to zobaczyć. Nikt nie jest w stanie wykrzesać z siebie pięciu worków szaleństwa na miarę Dillingera, a właściwie wokalisty Grega Puciato i gitarzysty Bena Weinmana.
Ciągle w ruchu, z obłąkaniem wypisanym na twarzach robią akrobatyczną demolkę. Jest to zupełnie bezpieczna forma rozrywki, bo jedynie potencjalnym zagrożeniem dla publiki i fotografów mogą być latające kończyny lub głowy.
Od pierwszej minuty Weinman skakał z odsłuchów, próbując przy okazji naprawić gryfem nasz kultowy klimatyzator. Puciato robił to samo, z ta różnicą, że uprawiał skoki w poziomie. Przy okazji imitował wiertarkę (trudno przecież, żeby piał słowiczym trelem), ale robił to z całkiem dobrym skutkiem.
Człowiek-demolka i jego wesoła kompania postanowili też sprawdzić w jak szybkim tempie publika zacznie podrygiwać w konwulsjach na podłodze i toczyć z ust pianę. Stroboskopy były włączone non-stop przez całą sztukę. Efekt był imponujący. Już po trzecim numerze najbardziej poszukiwanym środkiem w klubie były tabletki na migrenę. Generalnie świetny koncert. Prawie popełniłam fotograficzne samobójstwo.
Zdjęcia i tekst: Romana Makówka