Suffocation, Cephalic Carnage, Havok, Fallujah - 30.05.2013 - Kraków
Jak wiadomo Boże Ciało polega na zablokowaniu jak największej ilości ulic przez jak największą ilość moherów maści wszelakiej. W zasadzie nikt nie pamięta z jakiej okazji obchodzi się Boże Ciało, ale jest to świetna okazja na pokazanie się ziomkom w najnowszych ciuchach zakupionych na bazarku.
Procesje zaczynają się o różnych porach tak, aby uczestnicy mogli uczestniczyć nawet w kilku jednego dnia i skutecznie zablokować możliwość wyjazdu czegokolwiek z miasta. Towarzystwo chodzi w kółko za panem w czarnej sukience i grupą dzieci, które śmiecą na ulicy. Przód procesji cechuje się również uporczywym noszeniem dywanu na patykach oraz panem z megafonem, który skutecznie drze się wniebogłosy. Całe towarzystwo staje cztery razy z rzędu, po czym kończy zabobon. Żeby tradycji stało się zadość, postanowiłam w tym roku załapać się na taką imprezę. Jako miejsce procesji wybrałam krakowski Klub Kwadrat i załapałam się na wszystkie cztery postoje nazwane tutaj: Fallujah, Havok, Cephalic Carnage i Suffocation. Jak zwykle opowiem Wam jak było.
Stacja 1 - Fallujah
Chłopaki jakiś czas temu nagrali EPkę "Nomandic", grają w zasadzie progresywny, techniczny death-metal. Wokalista cechuje się wiertarką w gębie. Reszta też daje radę. Nazwa pochodzi od Faludży (miasta w prowincji Al Anbar w Iraku), gdzie jak wiemy Pentagon przyznał się do użycia podczas szturmu białego fosforu. To substancja, która pali ciało aż do kości. Faludża stanowi synonim napięcia, wrogości i destrukcji i taka jest muzyka oraz teksty kapeli.
Grają w składzie:
Alex Hofmann - wokal
Scott Carstairs - gitara
Rob Morey - bas
Andrew Baird - perkusja
Pochodzą z San Francisco. Zapamiętajcie ta nazwę. Warto.
Stacja 2 - Havok
Grali trasy z Testament, Skeletonwitch i Primar Fear, a to zobowiązuje.
Zespół uznawany jest za jeden z najlepszych nowej fali thrash metalu. Ma na koncie dwie płyty długogrające, z których ostatnia to "Time Is Up". Najnowszy album nosi tytuł "Unnatural Selection" i ukaże się 25 czerwca. Za produkcję odpowiada David Sanchez, z kolei miksami zajął się Terry Date (Pantera, Overkill, Deftones). Okładkę przygotował Polak - Rafał Wechterowicz, który robił również okładki dla Slayera czy Mastodon.
Havok gra w składzie:
David Sanchez - wokal prowadzący, gitara rytmiczna
Reece Scruggs - gitara prowadząca
Jesse De Los Santos - gitara basowa, wokal w tle
Pete Webber - perkusja
Ktokolwiek mówi, że słucha thrash metalu, pewnie rzeczywiście to robi, bo thrash jest passe. Dlatego mówimy tutaj o nowej fali. Thrashmetalowe koncerty są bardzo krótkie, bo thrashmetalowcy grają bardzo szybko (jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy). Prywatnie Panowie, jak na trashmetalowców przystało chodzą w adidasach i piją piwo. I ze stoickim spokojem znosili srylion pytań, które im zadawałam. Już ich lubię.
Stacja 3 - Cephalic Carnage
("Koń jaki jest każdy widzi")
Koń to najpopularniejszy i najbardziej ekonomiczny pojazd na biopaliwo i jak wiemy wydaje dzwieki paszczą: Ihaha! Iha, iha, iha-ihaha ihaiha... Na Cephalic Carnage zobaczyłam konia i przy pomocy ekipy z Havok poszybowałam w górę, żeby zrobić dla Was zdjęcia. Fajnie. Ale od początku.
Cephalic Carnage grają hydrogrind. W tekstach zespół nawiązuje do takich zagadnień jak choroby psychiczne, mizantropia, przemoc oraz marihuana (może stąd ten koń?). Grupa pochodzi z Denver. Swego czasu supportowali Decapitated.
Było ostro: techniczny, brutalny death metal połączony z grindcorem. Wszystko zagrane w zabójczych tempach. Oczywiście zabójczych dla perkusisty, bo trudno wymagać od publiczności żeby drobiła nóżkami do rytmu (próbowałam, nie da rady).
Zespół wystąpił w składzie:
Lenzig Leal - wokal prowadzący
John Merryman - perkusja
Steve Goldberg - gitara
Nick Schendzielos - gitara basowa, wokal wspierający
Brian Hopp - gitara
Stacja 4 - Suffocation
Grupa wykonuje technical death metal i zalicza się do prekursorów gatunku. Jak wiemy jest to muzyka o wysokim natężeniu fal dźwiękowych ułożonych w sposób absolutnie niezsynchronizowany. U postronnych wywołuje silne bóle głowy, a u co bardziej wrażliwych wypływanie mózgu uszami. Sekcja rytmiczna składa się z piły tarczowej, młota kowalskiego oraz wielkokalibrowego karabinu maszynowego. Panowie prężnie kontynuują swoją jakże brutalną misję, wprawdzie bez Franka Mullera (którego zastąpił po raz kolejny John Gallagher z Dying Festus), ale za to z podwójną siłą. Ogólnie królują szybkość, intensywne zmiany, ciężar, agresja i podejście techniczne. Działo się naprawdę wiele, numery były krótkie, ale (zawsze jest jakieś "ale") sam koncert jak dla mnie skończył się w... połowie. Hej! Halo! Krócej się nie dało? Zaświecili światło w najlepszym momencie...
Przez cały koncert nigdzie nie zauważyłam dywanu na kijach, gościa z megafonem ani żadnego pana w czarnej sukience. Zdaje się, że przez swoje nieogarnięcie znowu pomyliłam imprezy. Trudno, spróbuję w przyszłym roku.
PS. Nie miałam na sobie najnowszych ciuchów z bazarku bo postanowiłam polaszczyć się aparatem. Ponadto razem z Bobasem odstawialiśmy motyw pod nazwą "Samotność w fosie". I to by było na tyle.
tekst i zdjęcia: Romana Makówka