Cough - 8.04.2013 - Warszawa

Relacje
Cough - 8.04.2013 - Warszawa

Poniedziałkowy wieczór w Fonobarze upłynął pod znakiem stutonowych dźwięków, generowanych przez Amerykanów z Cough.

Wieczór, niestety z pewnym opóźnieniem, rozpoczęli rodacy z Dopelord. Ich mocno inspirowana Electric Wizard i niepozbawiona dobrze bujającego groove muzyka dobrze sprawdziła się w roli rozgrzewacza, choć byłoby jeszcze lepiej, gdyby nieco poprawić brzmienie.

Podczas europejskiej trasy Cough towarzyszą rodacy z Witch Mountain, prezentujący bardziej klasyczną odmianę doomu. Ich albumy w ogóle mi nie leżą, ale koncertowo było jeszcze gorzej. Uta Plotkin niespecjalnie radzi sobie wokalnie w studio, nie było więc zaskoczeniem, że na żywo szło jej jeszcze gorzej. Niestety, koncertowy wizerunek Witch Mountain to nie tylko rozpaczliwie fałszująca frontmanka, ale także niemiłosiernie nudne i toporne doomowe mielenie na jedno kopyto. Porażki dopełniali rozjeżdżający się momentami instrumentaliści. Jedynym niezłym momentem tego występu okazał się zagrany na koniec "Bewitched", czyli cover Candlemass, o dziwo zaśpiewany i zagrany poprawnie. Najwyraźniej takiego klasyka nie był w stanie zepsuć nawet Witch Mountain.

Cough na żywo to całkiem ekstremalne przeżycie. Miałem okazję przekonać się o tym już wcześniej, byłem więc przygotowany na solidną porcję totalnego ciężaru. Panowie grają jeszcze bardziej przytłaczająco niż na albumach, a zaprezentowane nowe kompozycje pokazały, że ten kierunek zostanie utrzymany. Mimo zmęczenia (koncert skończył się po pierwszej w nocy), z radością poddałem się amerykańskiej bezkompromisowej terapii kruszenia kości. Ciekawe, jak już za kilkanaście dni kapela wypadnie na Desertfest. Jestem spokojny, że rozczarowania nie będzie.

Tekst: Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka