Obscure Sphinx, Tides From Nebula, Spiral - 7.12.2012 - Kraków
Przez ostatnie 25 lat jeżdżenia na koncerty widziałam już niemal wszystko (poza lądowaniem UFO i Manowarem oczywiście).
Była więc wizyta Papieża w czasie Monsters of Rock, spalenie sceny i demolka sprzętu Acid Drinkers (Jarocin), koleś sikający z boku fosy, setki wybitych zębów i złamań a na ostatniej Luxtorpedzie miły Pan (190cm i ze 100 kg) skoczył mi na głowę ze stołu w klubie. Ale jeśli już postanawiam jechać na koncert to raczej nic mnie nie powstrzyma. Tym razem było inaczej. Zatrzymało mnie zwierze batalistyczno-dywersyjne wydające paszczą charakterystyczne dźwięki przypominające wokalizę Georga "Corpsegrindera" Fishera. Bydle owo potrafi wyczuć pożywienie z odległości wielu kilometrów, w związku z powyższym postanowiło mnie zeżreć w centrum Nowej Huty wraz z kompletem obiektywów, plecakiem i świeżo zakupioną czapką. Do tego Pan w granatowym wdzianku uświadomił mi po drodze, że Opel ma cienką blachę i do regularnych polowań się nie nadaje.Dzik ma ponoć twardy ryj, czyli gwizd, aczkolwiek nie używa go gwizdania. Tak czy siak posrana ze strachu dotarłam w końcu z ogromnym opóźnieniem na mroczne misterium Wielebnej.
Na samym początku grał Spiral. Widziałam ostatni numer. Laska na wokalu była bez butów. I tyle w temacie. Skoro przeżyłam polowanie z nagonką, pozostało mi cierpliwie czekać na Sphinxa. Obscure Sphinx zobaczyłam po raz pierwszy przed Krakowskim Amon Amarth ponad rok temu i z miejsca zwariowałam na ich punkcie. Mroczni, ponurzy, łączą film grozy, osobliwy balet z doskonała muzyką. Od tamtego czasu bacznie śledzę ich dokonania i niecierpliwie czekam na kolejny album.
"Zło, które próbujesz ukryć / Rośnie / I spala cię"
Obscure Sphinx penetruje niezbadane muzyczne rejony, mieszając przeróżne style. Jońca (endorser Eleven Racka) robi na tych 8 strunach lepszą robotę niż pięć powermetalowych bandów wziętych razem w kupę. Generalnie musicie to zobaczyć na własne oczy.Wielebna jest niewiarygodna, obrazoburcza, szokująca i absolutnie szalona. To jak zachowuje się na cenie kojarzy mi się wyłącznie z ucieleśnieniem Samary Morgan z ostaciami z podziemi "Silent Hill" . Z resztą cały zespół jest nieobliczalny - ośmiostrunowe gitary, sześciostrunowy bas, elektroniczne sample, potężne, miażdżące brzmienie i straszna moc. Wszystko przeznaczone wyłącznie dla ludzi o otwartym umyśle. Od pierwszych dźwięków czuć wyłącznie narastający obłęd. Nie grają długo, ale i tak warto było spieprzać przed dzikiem. Jest "Nastiez", "Eternity", "Paragnomen", "Air" i jeden najnowszy kawałek. Jest przepaść szaleństwa, niesamowite emocje, niewyjaśniony lęk podszyty niepokojem o odchodzący rozum i nadchodzący obłęd, jest niemal granica śmierci.
Z Tides From Nebula zetknęłam się po raz pierwszy. Koncert był częścią Europejskiej trasy obejmującej aż 43 koncerty. Muzyka dziwna, hipnotyzująca. Kompletne ciemności i masa dymu. Drugim albumem "Eartshine" zainteresowałam się przede wszystkim ze względu na fakt, że wspomagał go produkcyjnie Zbigniew Preisner. Na żywo jest jednak dziwnie, grają we trzech (co odkrywam w gęstym dymie dopiero na drugim kawałku), ale normalnie skład jest czteroosobowy.
Brakło jednego z gitarzystów i wszystko wyszło jakoś płasko. Moje ulubione foto pomimo słusznych gabarytów całej trójki siedzą skuleni w fosie i próbują walczyć. Cała sytuacja zaczyna mnie mocno bawić. Przyjechałam na Sphinxa. Dostałam co chciałam. Dobrze, że nic mnie nie zażarło.
Spiral
Tides From Nebula
Obscure Sphinx
Zdjęcia i tekst: Romana Makówka