Heidenfest - 28.10.2012 - Kraków

Relacje
Heidenfest - 28.10.2012 - Kraków

Jakimś niewyjaśnionym zbiegiem okoliczności muzycznie jestem w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach kompatybilna z Knock Out Productions (pomijając Megadeth na Metal Feście w Jaworznie), ale skoro przez 3 tygodnie chodziłam z różowymi włosami to widać każdemu wpadki przy pracy mogą się zdarzyć. Normalną sprawą więc było, że jak pójdę na Heidenfest do Knock Out to z pewnością urwie mi dupę.

Dotarłam na dwie ostatnie kapele, ale Suma Sumarum zaliczyłam kolejnego giga stulecia. Fotografowałam więc dla Was folkmetalowych Korpiklaanych oraz Wintersun, który gra diabli wiedzą co (ale też na temat), za to w solidnej ilości żeby nadrobić straty.I urwało. Wprawdzie ze względu na standardową zamianę szatanowozu w sanie  (jakiś cholerny Ilmarinen czy inny Keremet pomazał mi akurat tego dnia Kraków na biało a u nas we wsi prędzej spotkam Dodę z Nergalem niż pług śnieżny).

Generalnie folk metal jest wtedy kiedy oprócz normalnego metalowego naparzania na scenę zabłąka się pijany Janko Muzykant. Jako że mamy do czynienia z zagranicznymi zespołami, Janka w młodości nikt nie ubił bądź nie upiekł w piecu, więc dożył sobie beztrosko wieku średniego i z braku innych perspektyw życiowych postanowił zapisać się do zespołu metalowego, żeby tenże powkurzać na scenie.

Istotny jest też wygląd. Prawdziwy folk metalowiec powinien spać w stodole niedaleko krów, żeby w razie potrzeby zaatakować niespodziewającą się niczego krowę i zjeść ją zanim ta połapię się co jest grane. Ważnym elementem looku bywa broda. Im dłuższa tym lepsza i bardziej barbarzyńska. W brodzie powinno znajdować się menu właściciela od momentu jej zapuszczania do chwili obecnej. Istnieje tu również ścisła zależność: im dłuższa broda, tym dłuższa historia zespołu. Przydaje się również kaftan bądź sukmana (jako oznaka niezależności artystycznej) i nie ma to absolutnie żadnych powiązań z występem Czesława Niemena w Sopocie w 1967 roku.Żeby było o czym śpiewać folk metalowcy w wolnych chwilach latają nawaleni po lesie, poszukując starożytnych Bogów, elfów, skrzatów czy innych czarownic (w każdym razie grzybów nie szukają). Czasem, przy okazji zdarza im się zeżreć żywcem jakiegoś renifera lub innego świstaka, co też skrzętnie zapisują w swoich tekstach. Najczęściej jednak warstwa tekstowa porównywalna jest z "Chłopami" Reymonta skrzyżowanymi z "Trylogią" Tolkiena i tego się trzymajmy.

Niestety w Polsce nie bardzo możemy rozwijać ten gatunek, bo po pierwsze Mieszko ożenił się z Dobrawą, skutkiem czego czczenie czterotwarzowego boga przestało być trendy, po drugie w epoce pozytywizmu ktoś za mocno walnął Janka Muzykanta, a po trzecie i ostatnie, wszyscy wywożą śmieci do lasu, więc latając na waleta bez butów można by było w coś wdepnąć. Reasumując: folk metal to dzika odmiana black metalu, grana w puszczy, przez ładnych panów, których jakby umyć i ogolić byliby całkiem dobrym materiałem na mężów i ojców (pomijając fakt że piją na potęgę, ale kto w Polsce nie pije, a oni przynajmniej upijają się na wesoło).

Wróćmy jednak do koncertu Korpiklaanych. Setlisty oczywiście nie znalazłam, ale od razu powiem czego nie grali: "Vodka" ani "Tequila". Ale cóż, każdy kiedyś zostaje abstynentem, widocznie swoje już w siebie wlali i czekają na przeszczep wątroby. Zagrali za to dość sporo z nowej płyty "Manala": "Tuonelan Tuvilla", "Ruumiinmultaa", "Sumussa Hämärän Aamun" i "Rauta". Do kompletu było jeszcze "Journey Man" i  moje ulubione "Metsämies". Skoro oni nie pili, ja postanowiłam nadrobić zaległości skutkiem czego przy Polce odwaliłyśmy z Kasią tradycyjny układ taneczny Holly Dolly, który wprawdzie nie był do końca na temat, ale jakoś tak nam się skojarzyło. Z tego miejsca wszystkich, którzy musieli na to patrzeć przepraszam za obrazę uczuć religijnych.

Co do Wintersun, fenomen tego zespołu jest niepojęty. Bo jak to jest że "Wintersun" wydano w 2004 roku a druga płyta wyszła 8 lat po debiucie. Mają więc 2 płyty na stanie (w tym pierwszą sprzedaną w stutysięcznym nakładzie),  grają jako headliner i są rzeczywiście na właściwym miejscu. Jari Mäenpää (szef szefów Wintersun) odszedł z Ensiferum (a szkoda) i produkuje się na własną rękę. Tak jak pisałam wyżej, nie ogarniam co właściwie grają, ale ma się to jakoś do black metalu przeplatanego melodyjnym deathem. Generalnie wywołuje u mnie poczucie absolutnej harmonii ciał i duszy, chociaż cholera wie o co tak naprawdę chodzi. Z tego miejsca dociekliwych odsyłam do Grześka Pindora, bo recenzował dla Nas ich ostania płytę, to może łatwiej mu będzie ugryźć temat.

Tak jak pisałam, najważniejszy w składzie jest Jari Mäenpää. Kręci młynka, śpiewa i daje gitarą po uszach. Do tego jest ładny, więc ładnie wychodzi na zdjęciach. Setlistę również amba zeżarła (oj, Romana… to ja dołączam niżej - red. prow.), ale zaczęli od "When Time Fades Away", więc się nie naśpiewałam za wiele w fosie. Potem  szło (chyba w całości) "Time" - "Sons Of winter And Stars", "Land Of Snow And Sorrow", "Battle Against Time", "Darkness And Frost", tytułowy "Time" i "Beyond The Dark Sun".

Absolutne mistrzostwo, dla mnie dużo lepiej na żywo niż na płycie. Świetny materiał, więc rozgrzeszam ich za te 8 lat przerwy. Tyle w temacie Heidenfestu.Przyznaję sie bez bicia, że w połowie poszłam poganiać po klubie za Kalle Savijärvi, i okazało się że wprawdzie nie ma wódki, ale piwo żłopie, czyli z jego wątrobą jest całkiem ok. Wracając do Grześka, bo w recenzji zadał pytanie: "(...) jak grupa ma zamiar odtworzyć to wszystko na koncertach".

PS. Udało mi się zmyć wulgarny róż z włosów, pozdrowienia dla wszystkich fotografów, którzy nie mają Live View. Niech MOC będzie z Wami.

Korpiklaani

Wintersun

Setlista Wintersun:

When Time Fades Away
Sons Of Winter And Stars
Land Of Snow And Sorrow
Battle Against Time
Death And The Healing
Darkness And Frost
Time
Beyond The Dark Sun
Starchild

Zdjęcia i tekst: Romana Makówka