Therion - 15.10.2012 - Kraków

Relacje
Therion - 15.10.2012 - Kraków

Nie wiem czy ja tak mam w opcji, czy wynika to z racji mojego balzakowskiego wieku, zdjęcia z anteny "Dr.House`a' czy też globalnego ocieplenia, spadku populacji, czy innych przyczyn niezależnych od organizatorów, ale co rusz trafiam na pożegnalne koncerty. Jak tak dalej pójdzie, za lat kilka zostanie pewna Maryla, Budka Suflera i ze trzy żywe konserwy pokroju The Rolling Stones, reszta zespołów pożegna się definitywnie, skutkiem czego Sony wstrzyma produkcję lustrzanek i wymyśli elektroniczne jojo do masowego żegnania zespołów.

Tym razem żegnam Therion.

Jak na (podobno) ostatni koncert Theriona w Polsce, szwedzka bestia słabo się postarała, więc nie oczekujcie "achów" i "ochów" z mojej strony. Wprawdzie zagrali nowy, wcześniej nigdzie nie prezentowany materiał z płyty "Les Fleurs Du Mal" i ogólnie fajną setlistę przygotowaną specjalnie z okazji 25-lecia zespołu, ale w porównaniu do koncertu z 2010 roku wypadło jednak słabo.

Pierwsza sprawa, która zupełnie mnie zaskoczyła to absolutny brak scenografii. W przypadku zespołu takiego jak Therion (trasa pożegnalna, rocznicowa) aż się prosi o cokolwiek, poza zwisającą smętnie szmatą z nazwą zespołu. Druga to wspierający Therion od lat Snowy Shaw, którego zabrakło na trasie (chyba potężnego, metalowego głosu Shawa najbardziej mi brakowało). Trzecia to absolutny brak entuzjazmu ze strony Christofera Johnssona - grał bo grał, w przerwach biadolił, ale szału nie było.

Nie pomogło nawet kurtuazyjne stwierdzenie Christiana Vidala: -"Byliśmy we Włoszech, Niemczech, Francji... ale nie to samo, co tu w Krakowie!", bo idę o zakład że wyklepał sobie tą regułkę przed trasą i zmienia tylko ostatnie słowo.

Setlista faktycznie była przekrojowa (zdjęcia nie mam, więc pewnie znowu coś pomylę, ale w razie czego poprawcie mnie w komentarzach na dole). Zaczęli od "O Fortuna", "Poupée de cire, poupée de son" i "Son of the Sun". Potem "Via Nocturna", "The Flight of The Lord of Flies", "Abraxas", akustyczna "Lemuria" i "Gothic Kaballah". Na koniec "The Wondrous World of Punt", "The Blood of Kingu" oraz "To Mega Therion". W sumie ponad dwie godziny grania. Tu znowu będę się czepiać, ale jak dla mnie powinno być więcej numerów z "Les Fleurs du mal". Trudno, wszystkim nie mogli dogodzić.

Całe przedstawienie zgrabnie wyreżyserowane i idealnie odegrane. Główny trzon czyli Thomas Vikström oraz panie Lori Lewis i Linnea Vikstrom, przewijali się sprawnie na scenie, bez przerwy coś się działo, a to się przebrali a to kąsali po szyjach. Było na czym oko zawiesić.

Pocieszający jest również fakt, że nie tylko my Polacy mamy przerąbane, a globalny kryzys gryzie nas mocno po dupskach. Christofer Johnsson pod koniec koncertu pożalił się, że też spłaca kredyt (niech się cieszy, że nie we frankach na 30 lat).

Jego problem polega na tym, że przygotował niesamowicie eksperymentalną płytę, na której połączył francuski chansons z metalem i dziwnymi tekstami (dla mnie to prawie jak połączenie Kreatora z Mazowszem). Nuclear Blast uznała to za zbytnio kontrowersyjne, więc zaproponowała mu odkupienie mastera z nagranym materiałem i wydanie tego na własną rękę. Całość kosztowała 75 tys. (euro oczywiście).

-"Czy myślicie, że dobrze zrobiłem?" - dopytywał się w czasie koncertu. Potem tuż przed końcowym "To Mega Therion" zrobił jeszcze krótką pogadankę o wolności artystów, kontroli nad twórczością i o tym jaki jest biedny, bo Panowie z wytwórni nie zrozumieli jego artystycznego przesłania. Poniekąd trafił kulą w płot, bo w kraju gdzie nawet renomowane zespoły często wydają i promują płyty za własne (bądź pożyczone) pieniądze taka akcja nie jest niczym dziwnym. Niech się koleś cieszy, że dostał tyle kasy i na taki cel. Przeciętny Kowalski zastawiłby co najwyżej w desperacji mieszkanie na lichwiarski procent. Wiem, że Therion jest w Polsce uwielbiany (sama zresztą staram się nie opuszczać ich koncertów). Mogą wyjść, zagrać cokolwiek, byle tylko kończyło się na "To Mega Therion". Jakkolwiek by nie było byłam szczęśliwa, że mogłam ich zobaczyć i posłuchać.

I oczywiście na koniec wygrzebałam polski akcent w Therionie, więc nie żeby się tylko żegnali jak Scorpions i Nasum, tu Polak też był, a historia lubi się powtarzać. Kolejny "nasz człowiek w zespole" - Piotr Wawrzeniuk w Therionie swego czasu był wokalistą, a także perkusistą. Jako pełnoprawny członek zespołu brał udział w nagraniach "Symphony Masses Ho Drakon Ho Megas", "Lepaca Kliffoth", "Theli", "A`rab Zaraq..", natomiast w "Secret Of The Runes" udzielił swego głosu gościnnie na "Summernight City" i "Crying Days".

Jeżeli znacie polskie akcenty w Black Messiah, Cradle of Filth czy nie daj Boże (Szatanie jak kto woli) w Slayerze, to dajcie znać. Bo może się okazać że najbliższa trasa będzie tą pożegnalną, a tego mogłabym już nie przeżyć. Zdjęcia i tekst: Romana Makówka

Elyose

Therion

Zdjęcia i tekst: Romana Makówka