Brit Floyd - 16.10.2012 - Warszawa

Relacje
Brit Floyd - 16.10.2012 - Warszawa

Bycie cover bandem to jedna z najtrudniejszych fuch w muzycznym biznesie. Na świecie są bodaj tylko dwie wielkie marki, które wychodzą z tego zadania obronną ręką na dłuższą metę, po tym jak Apocalyptica szybko wyczuła, że nie może całej swojej kariery opierać na tym patencie. Pierwszą z nich jest mało znany w Polsce Richard Cheese, świetnie reinterpretujący standardy, w dużej mierze muzyki rockowej i metalowej, na styl lounge. Drugą jest Brit Floyd, jedyny wykonawca z wymienionych, który nie stara się uciekać od oryginału, zamiast tego kopiując go jak najwierniej jest to możliwe. 17 października na warszawskim Torwarze łezka się w oku momentami kręciła, więc chyba ze swojego zadania wywiązali się w 100%.

Zdjęcia: Asia Kubicka

Zdaniem Krzysztofa Cieszkowskiego

 

Tribute bandy Pink Floyd obrały chyba sobie nasz kraj jako jeden z głównych przystanków na swoich trasach, gdyż co roku od 4 lat można posłuchać na żywo muzyki Floydów w ich wykonaniu. W tym roku była okazja do zobaczenia i posłuchania aż dwóch takich zespołów: The Australian Pink Floyd Show, który już na dobre zadomowił się w Polsce oraz Brit Floyd - ci z kolei po raz pierwszy odwiedzili nasz kraj.

Australijską odmianę Pink Floydów miałem już okazję zobaczyć, zatem skorzystałem z okazji i postanowiłem zapoznać się z ich brytyjską wersją. Co prawda tego dnia, kiedy Brit Floyd grali na Torwarze, było jeszcze kilka atrakcyjnych wydarzeń artystyczno-sportowych, jak chociażby koncert Therion w Stodole czy nie mniej atrakcyjny mecz piłki wod…nożnej Polska-Anglia na Stadionie Narodowym. Ja jednak mimo tych pokus i wbrew kiepskiej pogodzie postanowiłem udać się na Torwar, by móc nacieszyć się muzyką zespołu, który jest dla mnie szczególny.

Koncert zaczął się punktualnie o godzinie 20.00. Nim jednak na scenie (będącej nota bene niemal mini kopią tej znanej chociażby z DVD "Pulse") pojawiła się kapela, można było podziwiać wyświetlane na telebimie zdjęcia czy krótkie filmy związane z Pink Floyd, które zapewne każdy szanujący się fan grupy zna doskonale. Wreszcie po tej krótkiej introdukcji, na scenie pojawili się muzycy i zaczęli swój występ od "Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V)". Publika, która wypełniła Torwar mniej więcej w połowie, bardzo dobrze przyjęła wykonawców, nagradzając każdy odegrany utwór gromkimi brawami. Około dwuipółgodzinny set został podzielony na dwie części. W pierwszej zostało odegrane dziesięć kompozycji, w tym między innymi najstarszy w zestawie kawałek autorstwa Syda Baretta "See Emily Play", czy jeden z największych hitów w postaci "Another Brick in the Wall Part 2", na który publika zareagowała bardzo entuzjastycznie.

Podczas każdego z utworów na telebimie w kształcie koła wyświetlały się animacje lub też zdjęcia nawiązujące do wykonywanej muzyki. I tak przykładowo podczas wspomnianego "Another Brick in the Wall Part 2" można było obejrzeć oryginalną animację z filmu "The Wall", zaś dodatkową atrakcją podczas odgrywania "Pigs" była duża pompowana półtusza wieprzowa. Na szczególną uwagę zasługiwały jednak efekty świetlne, które były na bardzo wysokim poziomie. Co prawda nie były one prezentowane z takim rozmachem jak chociażby podczas ubiegłorocznego koncertu Rogera Watersa, jednak i tak robiły spore wrażenie.

Pierwszym kawałkiem, który usłyszeliśmy po przerwie było odegrane w całości "Echoes". W trakcie jego wykonywania pojawiły się pewne trudności techniczne, jednak szybko zostały opanowane. Do końca tej części koncertu została zaprezentowana wiązanka kompozycji z "Dark Side of the Moon", "Wish You Were Here" oraz odegrana prawie w całości druga cześć "The Wall". Oprócz wspomnianych już wcześniej animacji, filmów i zdjęć, wykonanie "Ściany" zostało wzbogacone, o inscenizacje związane z oryginalnym show, odgrywane przez muzyków. Nie były one wykonane na takim poziomie jak w oryginale, ale na pewno były miłym akcentem dla zebranej publiczności. Po wykonaniu ostatniego "Run Like Hell" muzycy Brit Floyd podziękowali publice za udział w koncercie i zniknęli ze sceny. Jako ciekawostkę mogę dodać, że koncert miał też swój polski akcent, gdyż w chórku śpiewała Aleksandra Bieńkowska, znana fanom Pink Floyd z występów w... The Australian Pink Floyd Show.

Mimo zapewnień organizatora, po obejrzeniu koncertu daleko mi do stwierdzeń, iż "Brit Floyd Show jest prawdziwym, znakomitym wcieleniem Pink Floyd i niepowtarzalnym doświadczeniem ich muzyki w wykonaniu na żywo", bo niestety, ale samo show nie było powalające na kolana. Każdy, kto ma w pamięci chociażby występ Davida Gilmoura w Stoczni Gdańskiej czy Rogera Watersa w łódzkiej Arenie, doskonale wie, że Brit Floyd, czy w ogóle jakikolwiek tribute inny band, to jedynie substytut oryginału, jego ubogi krewny, który jednak spełnia jedno bardzo ważne zadanie - podtrzymuje w sercach fanów uwielbienie do Pink Floydów. Sprawia, że kolejne pokolenia mogą poczuć i poznać magię ich muzyki i podziwiać koncert na dobrym poziomie. Z tego zadania Brit Floyd wywiązali się bardzo dobrze i nie zdziwię się, gdy już niebawem znowu do nas przyjadą. W końcu, jak mówi stare porzekadło, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Poniżej setlista z koncertu, którą mam nadzieję udało mi się odtworzyć w miarę dokładnie.

1. Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V)
2. Learning to Fly
3. See Emily Play
4. Money
5. Us & Them
6. The Happiest Days of Our Lives
7. Another Brick in the Wall Part 2
8. Get Your Filthy Hands Off My Desert
9. The Fletcher Memorial Home
10. Pigs (Three Different Ones)
11. Echoes
12. Time
13. The Great Gig in the Sky
14. Have a Cigar
15. Wish You Were Here
16. One of These Days
17. Hey You
18. Is There Anybody Out There?
19. Nobody Home
20. Vera
21. Bring the Boys Back Home
22. Comfortably Numb
23. Run Like Hell (bis)

Krzysztof Cieszkowski