Stał się cud. Carlos Santana zmienił kierunek, który bez wątpienia wiódł go w stronę artystycznej katastrofy. Jednym ruchem pozostawił dawną tragikomedię twórczą i skierował się ponownie w stronę ambitnego grania.
Pomysł przygrywania na gitarze gwiazdom pop, mimo przysporzenia gitarzyście wielu zwolenników, od początku wydawał się podejrzany. Bo jak tu wpasować gitarowego lwa w otoczkę MTV i radiowych przebojów? Ostatni album Santany okazał się dużą klęską i raczej nic nie wskazywało na to, że artysta wróci jeszcze do poprzednich fascynacji. Na szczęście się opamiętał i choć nie jest to może powrót na miarę "Santana I" czy "Abraxas", to jednak jest co słuchać.
Pierwszą odnotowaną zmianą jest wytwórnia. Tym razem Santana postanowił wydać album pod szyldem swojej wytwórni, Starfaith. Dzięki czemu mógł sobie pozwolić na bardziej bezkompromisowe podejście do muzyki, która od pierwszych minut wywołuje radość u słuchacza. Umówmy się na początku - nie jest to powrót do złotych czasów Santany, ale gdyby debiutant wydał taki album, to peany nie miałyby końca. A przecież liczy się wyłącznie muzyka. Przez całe 57 minut płyty ma się poczucie słuchania rasowego, gitarowego grania z popowymi odwołaniami, które na szczęście u Santany nie są tak oczywiste i trywialne.
Właśnie tożsamość gatunkowa była ogromnym problemem w muzyce Santany. Jego gitara zawsze stanowiła symbol latynoskiego jazz-rocka, a popowa aranżacja i produkcja od dawna nie pozwalała artyście na pełne rozwinięcie skrzydeł. Na "Shape Shifter" nie mamy za dużo powodów do rozważań. Owszem, "Angelica Faith", czy "Macumba in Budapest" są prostymi utworami, ale trzeba pamiętać, że stanowią one łagodne uzupełnienie takich petard, jak "Nomad" i "Metatron". A i przy okazji odpoczynek przed bombami w rodzaju "Mr. Szabo" i "Eres La Luz", gdzie samba łączy się z flamenco.
Król powrócił i nagrał album, na który wielu czekało. A jeśli ktoś go nie kupi tylko dlatego, że nie jest to "stary" Santana, to sam go kupię i wsadzę mu do gardła. Kto mi zabroni, skoro takich płyt ze świecą szukać na współczesnym rynku muzycznym…
Kuba Chmiel