Revelation & Mystery
Gatunek: Rock i punk
Gdybym miał wskazać najciekawszego obecnie przedstawiciela niemieckiej sceny psych-hard-rock-doom-space-i-cholera-wie-jeszcze-jakiej, mój wybór padłby niechybnie na Samsara Blues Experiment.
U zachodnich sąsiadów, w przeciwieństwie do naszego podwórka, takie granie jest całkiem popularne, nic więc dziwnego, że aktywna jest spora liczba kapel, które można przypisać do wcześniej wspomnianego gatunku, z okrętem flagowym w postaci Colour Haze. Znaczna część z nich oscyluje jednak w granicach spektrum solidnej przeciętności, tym bardziej więc Samsara błyszczy niczym złota sztabka. Zresztą, biorąc pod uwagę "Revelation & Mystery", błyszczałaby na każdym tle, bo drugi krążek berlińskiego kwartetu jest po prostu rewelacyjny.
Debiutancki album sprzed dwóch lat, "Long Distance Trip", zwrócił uwagę niemal wszystkich świadomych miłośników podobnych dźwięków. Płyta okazała się udana, choć można było momentami odnieść wrażenie, że kapela zbyt dosłownie potraktowała tytułowe słowo 'trip', przez co materiał bywał momentami zbyt zamulający i, co tu kryć, nudnawy. Niemniej, stanowił na pewno dobry punkt startowy, by wskoczyć na wyższy poziom, albo pozostać w najliczniejszym zbiorze formacji solidnych, choć niczym szczególnym się nie wyróżniających. Tymczasem, Samsara Blues Experiment sprostała wyzwaniu i wydany pod koniec ubiegłego roku "Revelation & Mystery" okazał się być ogromnym krokiem naprzód. Ten album jest nie tylko pod każdym względem lepszy od poprzedniego, ale również stanowi przepustkę do ekstraklasy stylistyki.
Przede wszystkim, zwraca uwagę duże zróżnicowanie materiału, bez jednoczesnej utraty spójności przekazu. Słychać, że kapela czuje się pewnie i całkowicie swobodnie, a generowane przez nią dźwięki płyną z naturalną swobodą, charakterystyczną dla największych ekip tej szuflady. Niemcy perfekcyjnie trzymają w ryzach swe kompozycje, nie pozwalając im nadmiernie się rozrosnąć, dzięki czemu wyeliminowano największą bolączkę debiutu. Wystarczy wspomnieć, że 10 minut przekracza tylko zamykający album kawałek tytułowy. Pozostałe utwory oscylują przeważnie wokół pięciu minut i jest to czas optymalny. Skrócenie piosenek nie byłoby jednak wystarczające, gdyby każda z nich pozostała do innych bliźniaczo podobna.
Samsara Blues Experiment zabiera nas w prawdziwie urozmaiconą podróż. Już w samym otwierającym płytę "Flipside Apocalypse" udało się połączyć ciężkie, niemal doomowe granie z psychodelicznymi plamami, co pozwala przygotować słuchacza na kolejny space rockowy "Hangin' on the Wire", który mógłby spokojnie znaleźć się na przykład na albumie Farflung i z którego powinni być dumni ojcowie chrzestni z Hawkwind. Motoryczne, bujające przyspieszenie w "Into The Black" to nowa jakość w twórczości Niemców, podobnie zresztą jak folkowa perełka "Thirsty Moon", czy instrumentalna miniaturka "Zwei Schatten I'm Schatten". "Outside Insight Blues" ponownie łączy leniwie sączące się kolorowe dźwięki z mocniejszymi, hardrockowymi momentami oraz bluesową końcówką. Kolejny raz zespół udowadnia, że doskonale porusza się pomiędzy różnymi nastrojami.
A nad wszystkim unosi się kolorowy, przydymiony duch przeszłych czasów, choć trudno nazywać Samsara Blues Experiment czysto vintage'owym zespołem. Choć Niemcy czerpią rzecz jasna z całego bogactwa rockowego dziedzictwa, robią to na tyle umiejętnie, że brzmią inaczej niż cała grupa cieszących się sporą popularnością retro-składów. Warto wspomnieć, że prócz klasycznego instrumentarium, hammondów, organów i syntezatorów Mooga, na krążku można usłyszeć także sitar i harmonijkę. Rewelacyjny album, pełna rekomendacja!
Szymon Kubicki