Anathema

Weather Systems

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Anathema
Recenzje
2012-03-29
Anathema - Weather Systems Anathema - Weather Systems
Nasza ocena:
10 /10

Brytyjskie smutasy przypominają o sobie nowym, dziewiątym w karierze albumem "Weather Systems".

Tak się składa, że niedawno nabyłem reedycje "Crestfallen" i "Pentecost III", wydane na jednym CD. Kiedy słucha się tamtych płyt i najnowszej produkcji Anglików, jednej po drugiej, można w pełni sobie uświadomić, jak długą drogę panowie przebyli, by znaleźć się w tym miejscu, w którym są teraz.

Mam świeżo w pamięci wrażenie, jakie zrobiła na mnie premiera w MTV video do numeru "Sweet Tears" z debiutu ekipy z Liverpoolu. O tak, długa i wyboista droga za nimi. Występ, którego byłem świadkiem, na ubiegłorocznej edycji Brutal Assault, dał dowód na to, że ta muzyka może poruszyć największych twardzieli. Co więcej, zakończenie rzeczonego koncertu pokazało również, że w zespole drzemią niemałe pokłady humoru. Widać, cały smutek znajduje ujście na papierze zapisanym nutami i słowami.

Swoje najnowsze dziecko Anathema postanowiła oddać w ręce  Christera-Andre Cederberga, byłego gitarzysty znakomitego norweskiego In The Woods.... Efekt okazuje się być bardzo zadowalający. Wspólnymi siłami udało się zespołowi i producentowi uzyskać przestrzenne, klarowne brzmienie. Przy bogatej w niuanse muzycznej układance, taka produkcja jest nie do przecenienia. Żaden dźwięk nie ginie w powodzi innych, co jest istotne zwłaszcza wtedy, gdy spotykają się one w kulminacyjnych momentach poszczególnych utworów. Zawsze klarownie słychać nakładane na siebie brzmienia gitary, basu, klawiszy czy rozmaitych efektów. No dobrze, skoro już pochwaliłem pracę studyjną, czas przejść wreszcie do samej muzyki.


Nie będę nikogo zwodził, jest bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć znakomicie. Przyznam, że trochę obawiałem się tego, co może przynieść najnowsza odsłona Anathemy. Po "Falling Deeper" zachodziła obawa, że zasnę w połowie odsłuchu. Mając za sobą ich (odsłuchów) kilkanaście skłaniam się ku tezie, że to najlepszy album zespołu od lat (tj. od "Judgement") i jeden z najlepszych w ogóle. Nie, żeby wcześniejsze były słabe, zdecydowanie nie były. Słuchając "Weather Systems" nie mogę po prostu oprzeć się wrażeniu, że w czasie jego nagrywania panowała wyjątkowo sprzyjająca mu atmosfera, która mogła wynikać poniekąd ze świadomości muzyków, że oto mają w rękach i głowach wyjątkowy materiał.

Krążek składa się z numerów o prostej strukturze. Zwykle zaczynają się od pojedynczych dźwięków, które stanowią wstęp do tematu, który będzie motywem przewodnim danego utworu. Kawałki są rozwijane poprzez dodawanie kolejnych instrumentów, aż do kulminacji. Muzyka na "Weather Systems" stała się bardziej uchwytna dzięki znakomitym aranżom, które obfitują w melodie, pozostające w głowie na dłużej. Bracia Cavanagh i spółka z wyczuciem budują dramaturgię kolejnych utworów, zgrabnie prowadzą słuchacza przez album, który kipie od emocji. Sporo tu przestrzeni, akustycznych brzmień, klawiszy stylizowanych na fortepian, subtelnych smyków czy orkiestracji. Użytych nieprzesadnie, z umiarem, na tyle, by podkreślić melodie, ale nie je zdominować. Wisienką na torcie jest damsko-męski duet wokalny. Dawno na płytach Anathemy nie było tylu, tak dobrych linii wokalnych. Lee Douglas pojawia się tu częściej, niż kiedykolwiek wcześniej, co wpływa zdecydowanie in plus na ogólny kształt płyty. Świetnie uzupełnia wokalizy Vincenta.


Tak, nie mam wątpliwości, ekipę z Liverpoolu dopadła szczególna wena. Na "Weather Systems" wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsce. Brytyjczycy zabierają słuchacza w emocjonalną podróż po swym muzycznym świecie. Przy tym, udaje im się uniknąć nadmiernego patosu, o co nietrudno w przypadku takiego grania. Słowem to, co robią, to klasa sama w sobie.

Sebastian Urbańczyk