Miesiąc listopad to, moim zdaniem, okres największego paradoksu kolorystycznego w roku. Z jednej strony jest szaro, pochmurno, bezbarwnie, z drugiej jednak dzięki świętom: zmarłych, odzyskania niepodległości i andrzejkom, robi się kolorowo.
Mniej więcej tak można opisać debiutancką płytę kapeli Listopad - "Kręgi w czasie zatoczone".
Z jednej strony mamy do czynienia z alternatywno-rockowym graniem z hard rockową siłą - żadna to nowość, ani odkrycie (szaro, pochmurno). Ale w obrębie tych styranych gatunków czwórka ziomków ze Szczecina porusza się bardzo dziarsko, z pomysłem sięgając po motywy z szufladek leżących w pobliżu wcześniej wspomnianych (kolorowo). Tak z grubsza prezentuje się wydany prawie trzy lata temu debiutancki krążek grupy.
Jak prezentuje się z chudsza? Najpierw chwila marudzenia: produkcja. No niby wszystko pięknie ładnie, ale na ten przykład wokal Marka Środzińskiego brzmi miejscami sucho, płasko, jakby był nagrywany w domowej szafie, a nie w studiu nagraniowym. Szkoda, bo frontman śpiewa nieźle technicznie, układa ciekawe melodie - generalnie jest gardłowym z wysokiej półki.
Z ogólnych uwag to by było na tyle. Teraz weźmy się za plusy. Po pierwsze (i najważniejsze) - różnorodność! Jako się rzekło, Listopad wychodzi od ciężkiego rocka, ale bardzo sprytnie lawiruje pomiędzy różnymi stylami w poszczególnych kawałkach. Mocnym, southernowym galopem atakują "Kręgi" - przy okazji dowiadujemy się, że kolega Michał Węglicki to gitarzysta z bardzo sprawnymi paluszkami. Na szczęście nie przegina, nie czyni samogwałtu przy użyciu swojej gitary - wymiatanie traktuje tylko jako dodatek do kompozycji, a nie ich kwintesencję. Potrafi zagrać prosty, ciepły, południowy riff w pozytywnym numerze "Ciernie", dobrze odnajduje się w przestrzennych klimatach piosenki drogi - "Czas". W balladzie "Droga" gładko przechodzi od delikatnej zwrotki do soczystego refrenu.
Daje radę także sekcja - Kamil Andrzejewski wycina krótkie solo w "Kręgach", którym od razu zjednuje sobie moją sympatię, a w "Formach niedoskonałych", wraz z pałkerem Marcinem Prążyńskim zarzuca szybkie i ostre łamańce, które pokazują, że to ktoś więcej, niż wyrobnicy. To właśnie dzięki pomysłom muzyków, ale i umiejętnościom umożliwiającym ich realizację, "Kręgi w czasie zatoczone" to album pełen kolorytu.
Kończąc ten "naukowy wywód" chcę dodać, że wypatruję już drugiego materiału, który jest w trakcie przygotowywania. Jeśli panowie tylko trochę podreperują brzmienie i utrzymają poziom energii, to mogą niedługo dołączyć do czołówki polskiego rockowego grania.
Jurek Gibadło