Bzykology
Gatunek: Rock i punk
Marzenia się spełniają! Piotr "Bzyk" Sokołwoski po latach (konkretnie piętnastu) tułaczki po zespołach jako muzyk sesyjny, realizator czyli ogólnie - człowiek drugiego planu, zabrał się za w pełni autorski materiał. I chwała mu za to!
"Bzykology" Sokołowskiego, który udziela(ł) się m.in. w Ziyo, Revolucji czy Totentanz, zawiera muzykę inną niż komponowana przez wspomniane zespoły. Po pierwsze jest całkowicie instrumentalna, a Bzyk podchodzi do kompozycji trochę jak Joe Satriani. Gitara nie jest dla niego czynnikiem samogwałtu, tylko środkiem do opowiadania historii. Cytując wspomnianego Satcha: "gitarową technikę powinieneś opanować po to, by móc się przekonać jak fajnie jest grać proste dźwięki".
No dobra, to, co wygrywa na gitarze Piotr nie jest do zagrania dla pierwszego lepszego szarpidruta. Ale tu bardziej chodzi o podejście do piosenki, ot choćby w takim "16 - Speed of life", gdzie muzyk wychodzi od funku, ale okraszonego tak sprawnym przebieraniem paluszkami, że głowa mała! A niedługo potem Sokołowski stawia na liryczny przekaz w delikatnym "Thank you and forgive me O.", w tle dorzucając elektroniczne loopy.
Fajnym pomysłem jest zaproszenie do udziału w nagrywaniu "Bzykology" ziomka głównego bohatera, czyli trębacza Paszę Samokhina, który ozdobił trzy utwory. Spośród nich najprzyjemniej słucha się zalatującego bossa novą "Elevator Song", zagranego tylko na instrumentach akustycznych. Dobrze prezentuje się też miniaturka zagrana tappingiem "F… tapping" (nazwa nie wzięła się znikąd), trochę przypominająca "Midnight" przywoływanego wcześniej Joe S.
Solowy debiut Piotra Sokołowskiego to album udany, wciągający i - na szczęście - nie "przegięty", jak to się zdarza wymiataczom. Dla fanów opowieści snutych przy użyciu elektrycznych sześciu strun - pozycja obowiązkowa!
Jurek Gibadło