An Appointment With Mr Yeats
Gatunek: Rock i punk
Tytuł płyty w zasadzie mówi wszystko. The Waterboys sięgnęli bowiem po twórczość Williama Butlera Yeatsa, irlandzkiego poety, dramaturga i filozofa, żyjącego na przełomie XIX/XX wieku.
Nie po raz pierwszy zespół sięgnął po jego wiersze, wcześniej wykorzystał je w utworach: "The Stolen Child" (na płycie "Fisherman's Blues" z 1988) czy też "Love and Death" (na płycie "Dream Harder" z 1993 roku).
"An Appointment With Mr Yeats" to bardzo urokliwy album. Pełen ciepła i spokoju, łagodnych folkowych brzmień. Przepojony lekkością i zwiewnością. Muzycznie prezentujący sporą mieszankę stylów i gatunków, ale bez schlebiania panującym modom i trendom. Waterboysi nie kombinują, nie poszukują, niczego nie burzą, po prostu grają swoje jak za najlepszych lat. To niezwykle spójna muzyka, dlatego krążka powinno się słuchać w całości. Oczywiście dominuje wspaniały wokal Mike Scotta, często w mocno aktorskiej interpretacji. Wsparcie, jakie daje mu reszta zespołu, jest godne najwyższego uznania. Jak to często u The Waterboys bywało, muzycy chętnie korzystają z wielu tradycyjnych instrumentów (skrzypce, obój, flet).
Już otwierający płytę "The Hosting Of The Shee" jest sygnałem, że słuchacza czeka nie lada uczta muzyczna. Potwierdza to świetny "Song Of Wandering Aengus" z wyraźnymi akordami pianina elektrycznego, urokliwą Kate Kim wspomagającą wokalnie Mike Scotta i czarownym fletem na dokładkę. Niby prosta melodia, można by nawet rzec dość monotonna, ale niezwykle urokliwa, leniwie snująca się z głośnika i otaczająca słuchacza swoim niepowtarzalnym czarem. "News For The Delphic Oracle" zaczyna się spokojnie, niczym kompozycja z musicalowego repertuaru, by przejść potem w żwawy utwór z irlandzko brzmiącymi skrzypcami. Kolejny "A Full Moon In March" dostojnie kroczy do podkładu gitarowych riffów i rozbrajającym Hammondem.
Trudno szukać na tej płycie przeboju na miarę "The Whole of The Moon" no chyba, że "Sweet Dancer" z Katie Kim na wokalu, folkowo lekka, charakterystyczna dla The Waterboys, kompozycja z zaraźliwym refrenem. Zwraca uwagę minimalistyczny, mocno bluesujący "The Lake Isle Of Innisfree" z fantastyczną partią skrzypiec (jak ja uwielbiam takie brzmienie!). "Mad As The Mist And Snow" to kolejny popis umiejętności grającego na tym instrumencie Steve Wickhama, ale tym razem dostajemy raczej coś w irlandzkim stylu. W cudnej miniaturce (poniżej 2 minut) "Before The World Was Made" ponownie możemy delektować się ciepłym i krystalicznie czystym głosem Katie Kim. Kolejny, zwracający uwagę utwór to "Politics" zaśpiewany w duecie z Katie, wykorzystujący dostojnie brzmiące ciepłe dźwięki instrumentów dętych. Płytę zamyka "The Faery’s Last Song" ozdobiony uroczym solo na flecie.
Na czternaście kompozycji, jakie znajdziemy na płycie, góra dwie są nieco słabsze. A reszta? Po prostu piękna. Chociaż szkoda, że niektóre z nich są takie krótkie. Zwłaszcza żałuję, że nie zdecydowano się na nagranie nieco dłuższych solówek na skrzypcach, Hammondzie czy też instrumentach dętych. Ledwie się pojawią, narobią smaku, a już się kończą pozostawiając niedosyt u słuchacza.
Często bywa tak, że kiedy artyści sięgają po poważną poezję dostajemy muzykę pozostającą niejako w cieniu, przytłoczoną wielkością słów poety. Album cechuje się pełną harmonią muzyki i słów, a przynajmniej nie odnoszę wrażenia jakoby Mike Scott pisał ją z pozycji kolan przygnieciony ciężarem poezji Yeatsa. "An Appointment With Mr Yeats" to prawie godzina muzycznej uczty, pełna emocji, nostalgii i niepowtarzalnego klimatu. Płyta z pewnością nie dla każdego słuchacza i nie na każdą okazję, ale kiedy szukamy wytchnienia, zapomnienia od szarej codzienności, najnowsza propozycja The Waterboys nadaje się do tego doskonale.
Robert Trusiak