Marcin Rychlewski

Rewolucja Rocka. Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Marcin Rychlewski
Recenzje
2011-12-09
Marcin Rychlewski - Rewolucja Rocka. Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy Marcin Rychlewski - Rewolucja Rocka. Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy
Nasza ocena:
7 /10

"Co jest (było) atrakcyjnego w rock'n'rollu, że zawładnął życiem milionów ludzi? Na czym polegała jego siła rażenia? Słowem: dlaczego rock się podobał?" Takie pytania stawia w książce Marcin Rychlewski, ale czytelnik nie uzyska na nie odpowiedzi.

Choć autor zauważa, że "rock stanowi jedno z najważniejszych zjawisk kulturotwórczych drugiej połowy XX wieku (...) i odegrał najbardziej znaczącą rolę, jeśli chodzi o przemiany w sferze obyczajowości, a nawet polityki", nie dowiemy się, dlaczego właściwie tak się stało.

To nie zarzut, wynika to bowiem z przyjętej przez Marcina Rychlewskiego semiotycznej metody badawczej, polegającej zasadniczo na opisaniu muzyki rockowej jako przekazu wielokodowego, którego najprostszą formę sprowadzić można do zestawienia dźwięk - słowo - obraz. Zostało to zasygnalizowane już w tytule, lecz słowa "elektryczna ekstaza", które również się w nim pojawiają, mogłyby sugerować - przynajmniej częściowo - socjologiczne podejście do tematu, dzięki któremu można by podjąć próbę wyjaśnienia fenomenu rocka oraz jego ogromnego wpływu zarówno na jednostkę, jak i społeczeństwo. Autor wskazuje wprawdzie, że do opisania całości zagadnienia socjologiczne odwołania są konieczne, jednak w praktyce tekst "Rewolucji Rocka" takich odniesień nie zawiera.


Przedstawienie rocka jako systemu kodowego prowadzi Marcina Rychlewskiego w kierunku rozważań na temat nośników (LP, singiel, CD, DVD, MP3, etc., a nawet rozważań na temat okładek i koncept albumów, które autor zalicza do nośników), rockowej terminologii, intertekstualności i ideologii rocka (a zatem, jego nawiązań i związków z 'kulturą wysoką', popkulturą, folklorem, czy kulturą egzotyczną, oraz odniesień do rockowej tradycji), wreszcie jego kontrkulturowego i modernistycznego charakteru. To rzeczywiście ciekawe i oryginalne podejście do zagadnienia, którego próżno by szukać nie tylko w rockowych biografiach największych kapel, ale też w innych pozycjach traktujących o muzyce. Autor sprawnie prowadzi swój wywód, niejednokrotnie zwracając uwagę na elementy, na które słuchacz, nastawiony przede wszystkim na to, co płynie z głośników, może przypadkiem lub świadomie pominąć czy zignorować. Jednakże to, co stanowi siłę "Rewolucji Rocka", stało się równocześnie jej główną słabością; przede wszystkim przez dość niespodziewany dobór materiału, który stał się podstawą do analiz wypełniających tę książkę.

To, co najbardziej rzuca się w oczy i, moim zdaniem, jest największym mankamentem tej pracy, to ograniczenie się autora niemal wyłącznie do art rocka czy rocka progresywnego z jego klasycznego okresu, z krótkim wypadem w stronę punka. Późniejszy rozwój gatunku (co dla młodszych czytelników byłoby zapewne bardziej interesujące), a także pozostałe kierunki, czy podgatunki, takie choćby jak hard rock (do którego autor zaliczył wykonawców w rodzaju Led Zeppelin, Deep Purple czy Black Sabbath) są obecne w książce tylko w formie  wzmianek. To rozczarowujące, ale przede wszystkim zaskakujące zawężenie tematu. Idę o zakład na dowolną sumę, że dla większości czytelników książki (a także Magazynu Gitarzysta) hasło 'rock' kojarzyć się będzie raczej z Led Zeppelin, niż Genesis, zaś za archetypiczną postać rockowca uchodzić w ich oczach będzie Jimmy Page czy Ozzy Osbourne, nie Jon Anderson czy Peter Gabriel.  


Może się przy tym wydawać, że taki wybór Marcina Rychlewskiego wynika nie tylko z jego faktycznych muzycznych upodobań, ale również z faktu, że na art rockowym gruncie najłatwiej przeprowadzić rozważania na temat wielokodowości gatunku. Rock progresywny, czy, jak kto woli, art rock, mogą bowiem uchodzić (i chyba wciąż uchodzą) za "wyższą" formę rocka, nie tylko przez sięganie po elementy jazzu, muzyki klasycznej i wszelkiego rodzaju modernistyczne odniesienia, ale także ze względu na wyraźniejszy związek ze słowem (poważniejsze, a często i przeintelektualizowane teksty) czy obrazem (okładki, a nawet wizualna oprawa koncertów). Prowadzi to jednak na manowce, trudno bowiem zgodzić się na przykład z tezą, że koncept album to dominująca (albo chociaż istotna) forma nośnika w muzyce rockowej (choć dla mnie to raczej forma twórcza).

Razi dość schematyczne posługiwanie się przez M. Rychlewskiego stosunkowo wąską grupą (liczącą kilkadziesiąt przykładów) zespołów, które przewijają się w różnych rozdziałach książki. Koncentracja uwagi na rocku progresywnym skutkuje m.in. pominięciem Deep Purple jako przykładu kapeli czerpiącej z muzyki klasycznej (wystarczy posłuchać przepięknego "April" z trzeciego albumu Brytyjczyków). Niestety, autor nie ustrzegł się również pewnych, nierzadko dyskredytujących klisz, wskazujących na brak choćby próby zgłębienia niektórych zjawisk współczesnego rocka. Z lektury "Rewolucji Rocka" można dowiedzieć się na przykład, że w przypadku Kiss czy Marilyn Manson (w całym tekście powtarza się zresztą błędny zapis - ’Marylin Manson’) "wyzywający makijaż i gimnastyczne popisy stają się ważniejsze od tego, co się gra i śpiewa", a muzyka Mansona i Trenta Reznora to jedynie "rozpaczliwe postmodernistyczne prowokacje". Nie mówiąc o tym, że w poważnym dziele, traktującym o rocku, następujący, do bólu stereotypowy opis scenicznego wizerunku muzyka parającego się metalem ("gitary w kształcie toporów (kto prócz Kiss takich używał? - przyp. SK), podarte dżinsy i czarne skóry nabijane ćwiekami, potrząsanie obowiązkowo długimi, rozczochranymi włosami, nierzadko turpistyczny makijaż") po prostu nie powinien mieć miejsca. Nie są to wprawdzie elementy, które w sposób decydujący wpływają na ogólną ocenę recenzowanego wydawnictwa, ale bez wątpienia zapisują się w pamięci po stronie jednoznacznych negatywów.


Na koniec muszę zaznaczyć, że moja nota wystawiona "Rewolucji Rocka" nie wynika z oceny metody badawczej, przyjętej przez Rychlewskiego, lecz ze spostrzeżeń, niejako samoistnie narzucających się po lekturze książki, traktowanej nie jako praca naukowa, ale pozycja przeznaczona dla szerszego grona odbiorców. Osobiście traktuję "Rewolucję Rocka" bardziej jako wstęp do poruszonych zagadnień, będący dobrym punktem wyjścia do głębszej, bardziej wnikliwej, a w szczególności pozbawionej stereotypów, analizy tematu. W takim wymiarze wydawnictwo sprawdza się nieźle.      

Marcin Rychlewski - Rewolucja Rocka. Semiotyczne wymiary elektrycznej ekstazy.
Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk 2011
248 stron, miękka okładka

Szymon Kubicki