W styczniu 2011 roku, a więc zaledwie dwa miesiące po premierze drugiego studyjnego albumu, muzycy Cynic ogłosili rozpoczęcie nagrań do kolejnego LP. Jego premiery możemy spodziewać się w przyszłym roku, a tymczasem Amerykanie wypuścili na rynek EP zatytułowaną "Carbon-Based Anatomy".
Gitarzysta, wokalista i kompozytor zespołu Paul Masvidal stwierdził, że nowe mini wydawnictwo Cynic to: "zarówno filozoficzna, jak i muzyczna podróż, która zaczyna się w amazońskiej dżungli (...) a kończy w przestrzeni kosmicznej". W istocie ten trwający dwadzieścia trzy minuty krążek zawiera sześć wcześniej zarejestrowanych utworów, które jednak nie zostały wydane na żadnym oficjalnym materiale grupy. Być może nadaktywność studyjna Cynic jest spowodowana piętnastoletnią przerwą oddzielającą debiut zespołu od drugiego studyjnego albumu. Chyba innym skutkiem tej wielkiej dziury w karierze Cynic jest wciąż niezakończone poszukiwanie muzycznej tożsamości.
Wszak o ile przy poprzednich albumach grupy mogliśmy rozpatrywać o jej stylu jako o progresywnym rocku i metalu z licznymi wpływami fusion jazzu, o tyle "Carbon-Based Anatomy" odsłania nowe karty w twórczości Cynic. Mam na myśli przede wszystkim zdecydowany zwrot w kierunku ambientu. Na rzeczonej EP pojawiły się trzy krótkie utwory utrzymane w charakterystycznym dla tej muzyki minimalistycznym klimacie. Mowa o "Amidst the Coals", "Bija!" oraz "Hieroglyph", a zatem o utworach wyciszonych, nieznacznie wytrącanych poprzez zjawiskowe wokalizy Amy Correia, jak i plemienne oraz kosmiczne brzmienia. Zabrzmi bardzo patetycznie, ale ambient w wydaniu Cynic można śmiało określić muzyką świata, bowiem jej przekaz zakorzenia się bardzo głęboko i stanowi uniwersalną formę komunikacji międzyludzkiej.
Niemniej główni kompozytorzy Cynic nie zapomnieli o swoich korzeniach, czemu dali wyraz w trzech nieco bardziej rozbudowanych utworach zawartych na "Carbon-Based Anatomy". W oszczędnie skrojonej i trochę zamglonej formie w utworze tytułowym, jak i "Blow Up M Bones" oraz "Elves Beam Out" wyodrębniły się typowo angielskie riffy, szereg odczuwalnych uderzeń perkusisty, poetycko ślamazarne wokale oraz kilka urozmaiconych melodii. Całość została utrzymana w deszczowym stylu, zdecydowanie nasiąkniętym ambientową częścią płyty. Aż trudno uwierzyć, że zespół ma swoje korzenie w słonecznym Miami, bowiem klimat jego najnowszego krążka budzi skojarzenia raczej z wyjątkowo pochmurnym Abingdon.
W podsumowaniu tego krótkiego, ale intrygującego materiału należy stwierdzić, że słowa Paula Masvidala odnoszące się do jego treści to nie czcze gadanie, ani chwytliwa marketingowa próba sprzedania krążka w jak największej ilości. Rzeczywiście, "Carbon-Based Anatomy" na płaszczyźnie zarówno instrumentalnej, jak i lirycznej (również i tej na poziomie wokaliz) stanowi wędrówkę z dżungli do kosmosu. Moim zdaniem wędrówkę wykreowaną w ramach historii o rozwoju gatunku ludzkiego.
Jeżeli przyszłoroczny album Cynic będzie kontynuacją pomysłów zawartych na "Carbon-Based Anatomy", a więc zwięzłą symbiotyczną formą angielskiego prog rocka i mrocznego ambientu to możemy szykować się na album, który zatrzęsie całym światem... a może nawet i przestrzenią kosmiczną?
Miałem duży dylemat przed wystawieniem oceny, bo krążek jest króciutki, co obniża jego wartość. Tym niemniej doszedłem do wniosku, że ocenę należy stosować według kryterium jakościowego, a nie ilościowego. W odtwarzaczu zawsze można wcisnąć "repeat"....
Konrad Sebastian Morawski
Zdaniem Marcina Marcinkiewicza
Cynic to grupa słynąca przede wszystkim z nietuzinkowego podejścia do muzyki. Znani z kontrastu między bardzo ciężkimi brzmieniami, a jazzową harmonią muzycy właśnie wydali kolejny album krótkogrający (EP) zatytułowany "Carbon Based Anatomy".
Najnowsze dziecko Cynic jest dziełem prawdziwie krótkim - zawiera bowiem tylko 6 kompozycji o łącznej długości nie przekraczającej 30 minut. Nie jest to jednak ta muzyka do której się przyzwyczailiśmy słuchając debiutanckiego LP "Focus". Znajdziemy tutaj bardzo spójne dźwięki o lżejszym, kontemplacyjnym klimacie. Wyraźnie daje się odczuć brak wokalu wspomaganego syntezatorem, czy w końcu partii growlu. Zamiast tego mamy do czynienia z wręcz orientalnymi brzmieniami, etnicznymi instrumentami, klasycznym "czystym" wokalem, oraz elektronicznymi smaczkami. Można rzec, że jest to kontynuacja pomysłów zawartych na poprzedniej EP-ce "Re-Traced". Sam Masvidal określa płytę jako "Zarówno filozoficzną jak i muzyczną podróż, która zaczyna się w amazońskiej dżungli (...), a kończy w kosmosie". Nic dodać, nic ująć.
Jeśli oczekiwałeś więc kolejnych mocnych i progresywnych utworów w stylu "How Could I", growlu, syntezatorów i tego wszystkiego z czego zasłynął Cynic - zawiedziesz się. Jeśli jednak spodobał Ci się materiał z "Re-Traced", i chciałbyś usłyszeć nowe pomysły w tej stylistyce, to jest to album właśnie dla Ciebie. (9/10)
Marcin Marcinkiewicz