Cóż za zbieg okoliczności! Trzy najpopularniejsze polskie zespoły juwenaliowe - Coma, Happysad i Strachy Na Lachy - wydają płyty niemal w tym samym czasie, akurat na start nowego roku akademickiego. Jako student i fan przynajmniej dwóch z wyżej wymienionych cieszę się niezmiernie - to znak, że w maju znów zagrają dla przyszłej "elity naszego kraju"!
Co prawda Strachy Na Lachy wydali tylko (aż?) składankę swoich największych hitów - "Dekada", ale przecież o nie chodzi w koncertach na Juwenaliach, gdzie piwo we łbie i żyłach krąży szybciej niż metro Młociny-Kabaty. Chcemy przebojów, tekstów, które wydrze ze swych pijanych trzewi kilka tysięcy studentów. Bo jak to powiadają w "Rejsie" - "lubię tylko to, co znam".
Grabaż i spółka mają talent do pisania piosenek, które od pierwszego przesłuchania wydają nam się znajome, reprezentują typ:
"przecież-Stefan-podczas-zeszłorocznej-imprezy-puszczał-ten-numer-no-nie?". W dodatku nie ociekają kiczem, nie rżną harc-rocka jak Happysad (bardzo mi się spodobała ta nazwa, więc ją sobie pożyczam), nie walą w pompatyczne dzwony jak Coma (wyłączając nowy album). Podają superchwytliwe melodie w świetnych aranżacjach oraz genialne, sprawne językowo teksty lidera. "Dzień dobry - kocham cię, już posmarowałem tobą chleb" - który z panów nie śpiewał tego swej wybrance? Albo "Żyję w kraju, w którym każdy chce mnie zrobić w chuja" - gdy włączała nam się dekadencja te słowa spadały jak z nieba!
Co przynosi "Dekada"? Zacznijmy od nowości - tych dostajemy jeden i pół. Za nowy należy traktować promujący całość numer "Awangarda, jazz i podziemie". Choć tekst do niego powstał w 1990 roku, to brzmi świeżo i aktualnie (niech vintage-młodzież weń się wsłucha!), a skoczna, wesoła melodia dodają odpowiedniego pierwiastka przebojowości. Nowością "połowiczną" są nagrane na nowo i przearanżowane "Strachy na lachy" - tu nieco mocniejsze.
Poza tym, jako się rzekło, mamy zestaw największych, najpopularniejszych, rozpoznawalnych nawet przez naszych rodziców kawałków. Najliczniej reprezentowana jest, rzecz jasna, "Piła tango" - sześć piosenek, w tym "Dzień dobry kocham cię", tytułowy, "Jedna szansa na 100" czy "Czarny chleb i czarna kawa". Po cztery numery zaczerpnięto ze "Strachów Na Lachy" i "Dodekafonii" (m.in. "BTW (Mamy tylko siebie)", "Raissa", "Twoje oczy lubią mnie" i "Żyję w kraju") za to z "Autora" i "Zakazanych Piosenek" dostajemy tylko "Po prostu pastelowe". Widać, że Strachy Na Lachy stawiają na utwory własne.
Po wydaniu "Dodekafonii" Grabaż stwierdził, że to może być ostatnia płyta jego bandu. Gdy przysłuchuję się wydawnictwu podsumowującemu jego dekadę, mam nadzieję, że nasze obawy związane z tą deklaracją to tylko strachy na lachy.
Jurek Gibadło