Post rock - gatunek, o którym uważani za jego twórców muzycy grupy Mogwai mówią, że nie istnieje - powstał ze zwyczajnej ludzkiej potrzeby do wyrażania emocji, szczególnie melancholii, przy pomocy dźwięków, które będzie można wpisać w ramy rocka.
Rosja - kraj zdecydowanie bardziej niejednorodny, niż nam się wydaje, nie tak czarno-biały, jak chciałyby go widzieć niektóre media i partie polityczne. Z drugiej strony państwo jakby przesiąknięte chłodem i zadumą. Czyż może być lepsze połączenie niż post rock i Rosja? Potęgę tej hybrydy wyczuli założyciele wytwórni Slow Burn Records (nie mylić z labelem o tej samej nazwie z Chicago) i powołali ją do życia w 2010 r. Od tej pory jej nakładem ukazało się kilkanaście płyt artystów grających szeroko pojęty post rock (w tym jego mocniejsze odmiany - post metal i post hardcore). Jednym z nich są debiutanci z Moskwy - Steny Lda czyli Ściany Lodu. Gdy pomyśli się o wiecznych śniegach na Syberii, o chłodzie tajgi i tundry, wtedy ciężko znaleźć lepszą nazwę dla składu grającego tak dobitnie atmosferyczną muzykę.
Już książeczka dołączona do albumu "Steny Lda" wprowadza nas w ten rosyjski, przesycony zimowymi krajobrazami, niezdobytą przyrodą, ale i z ruinami fabryk klimat (mieszkańcy Nowej Huty znają atmosferę tych ostatnich nie od dziś), który swoją muzyką będą uzupełniali dwaj młodzi mieszkańcy stolicy Federacji - Andrey Leshchenkov i Yuri Kononov, wspierani w swoich dokonaniach przez zaproszonych perkusistów i basistę.
Płytę otwiera przepiękny, smutny, nastrojowy "1-0-2" zagrany tylko na gitarach. To klimat rodem z łagodniejszych dokonań chicagowskiego Pelicana (z okresu "The Fire In Our Throats Will Beckon The Thaw") - mimo minimalizmu, bardzo przestrzenny i sugestywny. Kawałki "O-M-G", "H-M-T" (zwróćcie uwagę na partię basu) i "C-O-W" (wart zainteresowania delikatny środek) to świetne nawiązanie do dokonań Isis z krążka "Oceanic" - z jednej strony jest bardzo ostro, Yuri wydziera się niczym Aaron Turner, gitary rzeźbią coraz to mocniejsze riffy, z drugiej - utwory te urzekają wspaniale prowadzonymi gitarowymi melodiami. "7-4-0" to znowu ukłon w stronę Isis, tyle że tym razem bliżej mu do "Panopticona" ten kapitalny riff w czwartej minucie, te zmiany klimatu, ta mieszanka łagodności z brutalnymi gitarowymi ścianami! Jeszcze dalej w szorstkie jak papier ścierny brzmienia Steny Lda zapuszczają się w "0-5-7" i "C-W-B" - niemal hardcorowe gitary to ukłon w stronę niemieckiego The Ocean.
Z powyższego opisu możecie wywnioskować, że Rosjanie prochu nie wymyślili i jest to ich właściwie jedyna wada. Mimo, że ich muza nie jest - na tle dokonań czołowych twórców post metalu - przesadnie odkrywcza, to jednak sposób w jaki ci kolesie nawiązują do "tradycji" (biorę ją w cudzysłów, bo ciężko o takowej mówić w przypadku podgatunku liczącego sobie nieco ponad 10 lat), w jaki budują tę chłodną, ale naprawdę zapierającą dech w piersi atmosferę musi budzić szacunek. Polecam także zainteresować się pozostałymi twórcami nagrywającymi dla Slow Burn Records - nasi sąsiedzi ze wschodu naprawdę dają radę!
Jurek Gibadło