Cold World to hardcore'owy band z Wilkes-Barre w Pensylwanii. Jak wiadomo, Pensylwania oraz mniejsze okoliczne stany (np. Maryland, Massachusetts czy Connecticut) to wylęgarnia znakomitych ekip hardcore'owych.
Wystarczy wspomnieć Blacklisted, Maintain, Trapped Under Ice czy The Carrier. Do tego grona kilka lat temu dołączył Cold World, wydając w roku 2005 epkę "Ice Grillz".
Ostatnim, jak dotąd, wydawnictwem kapeli jest album "Dedicated To Babies Who Came Feet First" z 2008 r. Jako że przerwa wydawnicza zespołu się przedłuża, nadszedł dobry moment, by przypomnieć znakomity krążek "No Omega".
"No Omega" to zbiór wcześniejszych kawałków, w tym tych z "Ice Grillz". Brzmieniowo nie różnią się od siebie, więc można tę płytę traktować jako regularny materiał. Cold World ze swą muzyką idealnie wstrzeliło się w retro klimat hardcore'a lat '90. Pojawia się sporo nawiązań do twórczości Biohazard (wcześniejszej, nim zespół podążył za numetalową modą), thrashmetalowych wpływów i hip-hopowych sampli. Od razu zaznaczam, że to nie jest jakiś rap-core, numetal czy pochodne. Sample i skrecze stanowią tu jedynie przerywniki, są dopełnieniem utworów, bardzo udanym zresztą, nie wyznaczają natomiast ich charakteru. Nie ma na tej płycie również rapowanych wokali.
Dwadzieścia pięć minut muzyki, zawartej na "No Omega", to do dziś jedna z najświeższych rzeczy, jakie ukazały się w tym gatunku w drugiej połowie poprzedniej dekady. Jeśli idzie o jakość muzyki, śmiało można postawić Cold World obok innych znakomitych młodych bandów, jak choćby Bitter End czy te, wymienione na wstępie.
'I don't need your fucking help.
Pray for me like you do every night.
It won't do me any fucking good.
Now you say to me, you just want me to be alright'
"No Omega" to zagrany w większości w średnich tempach hardcore. Płytę tę, spośród setek podobnych, wyróżnia jedna rzecz. Od początku do końca wypełniają ją świetne, proste riffy. Każdy kolejny utwór to potencjalny hardcore'owy killer. Lekką ręką udało się chłopakom zawrzeć w muzyce wiele charakterystycznych elementów, a zrobili to w sposób, który sprawia, że nie ma mowy o nudzie i myślach w rodzaju "słyszałem to milion razy". Oczywiście, słyszałem, ale sposób, w jaki ci panowie to zagrali sprawia, że nie ma mowy, bym się temu nie poddał. Od beatdownowych zagrywek, przez crossoverowe młócenie, po typowe, hardcorowe proste riffy. Na szczęście, oszczędzone słuchaczom zostały wszechobecne dziś breakdowny. A wszystko to zanurzone w naturalnym, surowym i jednocześnie potężnym brzmieniu; brzmieniu, które nie zostało zniszczone nadprodukcją. Można słuchać płyty bez obawy, że po 10 minutach dopadnie człowieka zmęczenie. Przeciwnie, album to nieustająca, 25-minutowa rozrywka. Utwór po utworze, riff za riffem, od jednego znakomitego pomysłu do drugiego.
'Love, hate, kings, queens
You die alone in a cold world
Greed, lust, envy, trust
You get crushed in a cold world
Drugs, money, power, sex
What'd you expect in a cold world"
Z całością znakomicie komponują się wokale Dana Millsa - wykrzykuje teksty, ale nie wrzeszczy, przez co liryki łatwo wpadają w uszy. Przy drugim, trzecim odsłuchu gwarantuję, że sami będziecie śpiewać z nim teksty. Ostatnia rzecz to stare hiphopowe sample, które są działką perkusisty Nicka Wojciechowskiego. Świetny wybór sprawia, że idealnie współgrają z charakterem tekstów; czasem to tylko oko puszczone do słuchacza. Podawane oszczędnie nie psują charakteru tej bezkompromisowej muzyki.
'I tried before and i tried again, i won't lie and i can't pretend.
that i know why i'm here. no light at the end of the tunnel,
i fear gods, earths, seeds and trees.
some get down on their knees, they bow down
and live to please, something that they can't see...
but not me!
no matter how you live, in the end you're found dust in the wind,
or six feet underground"
Od wydania albumu minęły cztery lata, a ja wciąż wracam do niego i jeszcze mi się nie znudził. Również teraz, po raz sam już nie wiem który, wrzucam krążek na ruszt raz jeszcze. ‘I got so much trouble on my mind. Refuse to lose. Here's your ticket to a cold world that's wicked!'. Cold World, motherfuckers!
Sebastian Urbańczyk