Morning Again

Hand Of Hope

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Morning Again
Recenzje
2011-08-18
Morning Again - Hand Of Hope Morning Again - Hand Of Hope
Nasza ocena:
10 /10

W latach '90 ubiegłego wieku, jak grzyby po deszczu wyskakiwały kolejne bandy hardcorowe, które w mniejszym lub większym stopniu inkorporowały metal do swojej muzyki.

Nie mówię tu o nu metalu czy nawet metalcorze; w każdym razie nie w takim sensie, w jakim jest dziś postrzegany, melodyjne zagrywki i śpiewane refreny. Chodzi o zmetalizowany sound oraz o wpływy thrash czy death metalu. Często pojawiały się tematy inspirowane metalem, i tylko aranżacja, brzmienie sprawiało, że wciąż mieliśmy do czynienia z hardcorem. Zmetalizowanym, ale hardcorem. W tamtych latach powstało (i w sporej liczbie zdążyło zakończyć działalność) wiele wspaniałych kapel: Culture, Indecision, Strongarm, Bird Of Ill Omen, Burst Of Silence, Shai Hulud (starsze), Trial, Unbroken, czy europejskie Refused, a nawet (we wcześniejszym okresie istnienia) Stampin’ Ground.  Lista jest o wiele dłuższa, wymieniłem tylko kilka z moich ulubionych. Zresztą, obecnie również funkcjonują znakomite zespoły, nawiązujące twórczością do złotych dla hardcore'a czasów. Genialne amerykańskie Maintain (album "Save Yourself"; działa też inny projekt tej samej nazwie, ale zdecydowanie lepiej skupić się na Amerykanach), Soul Control czy Foundation. Jedyne, co odróżnia obecne zespoły od tamtych, to lepsza produkcja płyt. Ale i to w przeszłości miało swój urok. Wiele płyt, nagrywanych w połowie lat '90, miało brzmienie materiałów metalowych z początku dekady, wystarczy jednak podkręcić głośność w stereo, by poczuć ciężar i moc tych nagrań. Tyle wyciskającej łzy historii.

Morning Again należał do czołówki gatunku. Amerykanie byli aktywni w latach 1995-1999. Wydali osiem epek i kompilacji łącznie, oraz jeden pełnowymiarowy LP. Z samych epek uzbierałoby się materiału na kolejne dwa.

"Hand of Hope" to wydana w 1996 r. przez belgijską Good Life Rec kompilacja dwu materiałów, które ukazały się nieco wcześniej (w tym samym roku) w USA. Były to pierwsze wydawnictwa straight edge'owego Morning Again. 7 utworów, 29 minut grania. Muzyka ekipy z Florydy stanowiła więcej niż udane połączenie hc i metalu. Hardcorowe patenty wymieszane były z thrashmetalowymi zagrywkami. Co więcej, sporo można było znaleźć dźwięków charakterystycznych dla wczesnego Bolt Thrower. Surowe brzmienie, złożone kompozycje, które nie zamykały się w schemacie zwrotka-refren. I do tego niesamowity ciężar, który nie wynikał wyłącznie z produkcji (jak to często bywa dziś), ale w głównej mierze z samych kompozycji. Numery na "Hand of Hope" mają zmienną dynamikę, a ich otwarta struktura sprawia, że nie wiadomo, dokąd dany utwór zaprowadzi słuchacza. Słowem, nie ma miejsca na nudę.

Całości obrazu dopełniają charakterystyczny i charyzmatyczny wokal Damiena Moyala oraz produkcja Jeremy’ego Staski. Staska produkował płyty thrashmetalowe, punkowe i hardcorowe, więc doskonale wiedział, jakie brzmienie będzie najlepsze dla należytej ekspozycji niemałego potencjału muzy Morning Again.

Świetne riffy, charakterystyczne brzmienie, doskonałe wokale, muzyka angażująca słuchacza to atuty nie do przecenienia. Wszystko to zawierała twórczość Morning Again. Wyjątkowy zespół na scenie hc, a przy tym inspiracja dla wielu późniejszych metalcorowych bandów. "Hand Of Hope", podobnie jak pozostałe wydawnictwa MA, to pozycja obowiązkowa dla każdego fana hc. Rzecz do sprawdzenia także dla wielbicieli metalu.

Sebastian Urbańczyk