Jon Fratelli

Psycho Jukebox

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Jon Fratelli
Recenzje
2011-08-05
Jon Fratelli - Psycho Jukebox Jon Fratelli - Psycho Jukebox
Nasza ocena:
7 /10

Ależ się stoczył ten Jon Fratelli. Jeszcze kilka lat temu odbierał nagrodę BRIT, debiutancki album jego zespołu był drugim najlepiej sprzedającym się wydawnictwem na Wyspach, a niezliczone ilości drużyn sportowych cieszyły się ze swoich zwycięstw przy dźwiękach Chelsea Dagger.

Drugi longplay The Fratellis sprzedał się już znacznie gorzej, a i krytycy patrzyli na niego bardzo sceptycznym okiem. Niedługo po zakończeniu trasy promującej "Here We Stand", grupa zawiesiła działalność, a frontman zaangażował się w projekt Codeine Velvet Club, będący próbą rozbudzenia wśród słuchaczy fascynacji klimatem zadymionych klubów powojennego Hollywood. Próbą artystycznie udaną ale komercyjnie poległą. Zdesperowany Jon stwierdził widocznie, że jeśli chce zrobić coś dobrze, musi zrobić  to sam i zdecydował się na nagranie płyty solowej. No dobrze, podobno było to jego największym marzeniem od zawsze, ale osoba nie będąca w potrzebie nie odbiera sobie marzeń ot tak.

Pierwszy singiel z "Psycho Jukebox" został zaprezentowany światu kilka miesięcy temu i... właściwie niewiele się stało. Starzy fani ustawili się w kolejce, wszyscy inni przeszli obok, omijając "Santo Domingo" dość szerokim łukiem, z lekkim wstrętem, jak gdyby bali się, że zostaną skalani. Sam krążek, rozesłany brytyjskiej prasie i portalom muzycznym jakiś czas temu, recenzenci potraktowali jako świetną okazję do zaprezentowania swojego kunsztu pisarskiego i ciętego pióra. Oceny zamieszczone pod prześmiewczymi wręcz tekstami wahały się gdzieś między najniższym stopniem, a połową skali. Czy naprawdę jest aż tak źle?

A skąd! Po prostu objawienie które głosił Jon ze swoimi dwoma apostołami na "Costello Music" szybko straciło większość wyznawców. Moda na powrót muzyki rozrywkowej do korzeni skończyła się, a Fratelli nie jest już mesjaszem, a tylko przywódcą małej, nieistotnej sekty pomyleńców. Nagle jego teksty z zabawnych i szczerych stały się prostackimi, muzyka, do tej pory  zachwycająca chwytliwością, dobrą dla pijaków przesiadujących w obskurnych barach, a oldschoolowe, niosące wspomnienia o starych, dobrych czasach aranżacje, naiwnymi. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: Szkot pisze piosenki, piosenki w najczystszym znaczeniu tego słowa. Piosenki. Po prostu. Bez silenia się na oryginalność, z rytmem zawsze na pierwszym miejscu. Zwrotka, refren, zwrotka, refren, bridge, refren z chórkami, wszystko na cztery - najprostszy przepis na pyszną jajecznicę, z którego nie wiadomo czemu wszyscy uznani kucharze wstydzą się już korzystać.

"Psycho Jukebox" oferuje nam dwanaście numerów inspirowanych Brucem Springsteenem, Bobem Dylanem i Beatlesami. Lekko przesterowane klawisze, zepsute, charakterystyczne brzmienie gitary, perkusja z reverbem i dublowane wokale. To już. Ale właściwie to czego więcej potrzeba? Zapewniam, że każdy z tuzina zaserwowanych tu utworów wpada w ucho od pierwszej  sekundy, a osobie, która jest w stanie przesłuchać cały album bez potupywania stopami do rytmu, mogę osobiście zafundować rehabilitację, bo nie wierzę, że ktoś kto nogami jest w stanie poruszać, nie zrobi tego przy kawałkach Jona. Zapewne nawet recenzent NME lekko podskakiwał w momencie, gdy wystawiał longplayowi jedynkę. Tylko wstyd mu się było  przyznać. Czy naprawdę przy utworach takich jak "Oh Shangri La" trzeba unosić się dumą i patrzeć na nie gdzieś z perspektywy głosu pokolenia? Myślę, że prościej i przyjemniej byłoby dać się raczej ponieść melodii i odpłynąć gdzieś w świat dźwięków, gdzie wszystko jest łatwiejsze.

Co jeszcze można powiedzieć o kompozycjach zawartych na płycie? "Rhythm Doesn't Make You a Dancer" z arpegiowym riffem i świetną solówką oraz "She's My Shaker" zmiksowany w iście stadionowy sposób, to ukłony w stronę macierzystej formacji artysty, "Give Me My Heart Back MacGuire" i "Cavemen" przywodzą z kolei na myśl dokonania Codeine Velvet Club. "Sometimes You Just Can't Win" powstało, zdaję się, podczas nauki Jona gry na pianinie i aż dziw bierze, ile lotności i świeżości można wyciągnąć z kilku durowych akordów. Stuprocentowo popowego "Daddy Won't Pay Your Bill" nie lubić się po prostu nie da, a "Magic & Mayhem" to już zwyczajnie cały Fratelli - wszystkie jego inspiracje zgromadzone w jednym miejscu, jak w tytułowej szafie grającej.

Album został wyprodukowany przez Tony'ego Hoffera odpowiedzialnego wcześniej za "Costello Music". Brzmienie jest skompresowane, zepsute a jednocześnie miękkie. Wyobraź sobie, że słuchasz jakiejś gwiazdki pop i nagle psują Ci się głośniki - tak właśnie brzmi ten krążek. "Psycho Jukebox" nie jest dziełem wybitnym, ale jeśli chcesz odpocząć od kolejnych rewolucyjnych, ambitnych artystów z przesłaniem, a Twoją pasją nie są szufladki, tylko muzyka jako taka, nie mogę polecić Ci niczego lepszego. Jon Fratelli kocha muzykę całym sercem i jest to miłość odwzajemniona. Szkoda jedynie, że nawet takie dziecinne, naiwne i ufne uczucie potrafi w naszych czasach stać się zakazanym.

Michał Pisarski