A Scarcity of Miracles
Gatunek: Rock i punk
Robert Fripp i jego King Crimson to giganci rocka progresywnego. Wiem, że brzmi to niezwykle banalnie, ale taka jest prawda. Już od przeszło 40 lat fani z zapartym tchem i niecierpliwością czekają na kolejne płyty, sygnowane nazwiskiem Frippa. Ostatnio nie jest z tym specjalnie bogato. Muzyk mocno ograniczył swą aktywność, zarówno wydawniczą, jak i koncertową.
Ostatni występ 'karmazynowi' dali w 2008 roku, zaś ich regularna płyta ukazała się jeszcze dawniej. Pewnym wypełnieniem tej niewątpliwej pustki jest reedycja klasycznych już płyt, która ukazała się z okazji 40-lecia istnienia zespołu. Nie zastąpi to z pewnością przyjemności obcowania z premierowymi nagraniami, stanowi jednak ciekawe uatrakcyjnieniem dyskografii grupy. Omawiany tu krążek można chyba określić jako 'prawie King Crimson'.
Po pierwsze, sami muzycy sugerują taki wniosek, przyjmując taką a nie inną nazwę projektu. Po drugie, 4/5 składu to byli lub obecni członkowie KC. Muzycznie od King Crimson jest zdecydowanie najdalej. Brakuje eksperymentu, tego nieopisanego muzycznego szaleństwa i typowej dla KC dzikości. Aby właściwie ocenić i docenić tę płytę, z pewnością należy wyzbyć się porównań do King Crimson, bowiem 'prawie' i w tym przypadku robi różnicę. Z drugiej strony, znając wielką, niczym nieograniczoną wręcz wyobraźnię muzyczną Frippa, dla mnie osobiście nie byłoby szczególnie wielkim zaskoczeniem, gdyby tego rodzaju granie ukazało się pod szyldem Karmazynowego Króla.
Największe zasługi w tym, że album "A Scarcity of Miracles" w ogóle trafił na rynek, ma Jakko M. Jakszyk - gitarzysta i wokalista znany m.in. z 21st Century Schizod Band oraz Level 42. Nie było żadnego, z góry ustalonego, planu na nagranie i wydanie płyty, wszystko rozwijało się stopniowo, krok po kroku. Punktem wyjścia stały się wspólne gitarowe, improwizowane sesje Jakszyka z Robertem Frippem. Potem do powstałych w ten sposób nagrań Jakko dołożył partie wokalne i basowe (na początku procesu twórczego on sam grał na basie) oraz perkusyjne sample. Uzyskany w ten sposób efekt był na tyle ciekawy, że Fripp zaproponował, by zrobić z tego regularną płytę. Kolejni muzycy (Mel Collins, Tony Levin i Gavin Harrison) dograli partie instrumentalne i tak oto powstało dzieło wyjątkowe.
Na płycie znalazło się sześć kompozycji, utrzymanych w bardzo podobnej stylistyce. Niezwykle nastrojowe i melancholijne, pełne ciepłych barw i spokojnych linii melodycznych. Z rzadka tylko urozmaicane nieco bardziej dynamicznymi fragmentami ("The Other Man", "The Price We Pay"); przy czym, wszystkie utwory są raczej przystępne. Nie dostajemy jednak jakichś błahych melodyjek, nadających się do bezmyślnego odsłuchu podczas jazdy samochodem albo jako tło do prozaicznych domowych czynności. By w pełni delektować się urokami kompozycji, wymagane jest pełne skupienie i zasłuchanie. Jeżeli komuś nagrania King Crimson wydawały się zbyt skomplikowane, czy mało przystępne, to muzyka wypełniająca "A Scarcity of Miracles" może przypaść im do gustu. Przy każdym, kolejnym przesłuchaniu odkrywa się nowe, wcześniej niedostrzeżone perełki. A to kilka akordów gitary akustycznej, a to basowe figury czy perkusyjne niuanse.
Pomimo tego, że na płycie swoje umiejętności prezentuje aż dwóch gitarzystów, instrument ten wcale nie dominuje (chociaż nie zabrakło kilku charakterystycznych frippowych solówek, m.in. w "The Price We Pay"). Na plan pierwszy wysuwa się zdecydowanie saksofon Mela Collinsa, który wprowadza sporo kolorytu i ożywia brzmienie. Muzyk najchętniej sięga po saksofon sopranowy. Ważnym elementem brzmienia całości są również gitarowe soundscapes, kreowane przez Roberta Frippa. To one tworzą podstawę takich utworów, jak "This House" czy "Secrets". Zaskakująco dobrze wypada Jakko Jakszyk w roli wokalisty. Z pewnością nie są to Himalaje wokalistyki, ale jego ciepły, stonowany i spokojny głos doskonale koresponduje z muzyką. Zresztą, dla niego osobiście to płyta wyjątkowa, swego rodzaju spełnienie marzeń, bowiem już jako trzynastolatek podziwiał Frippa i Collinsa podczas koncertów King Crimson. A teraz dane mu było stworzyć z nimi wspólną płytę. Poza tym, to właśnie jego nazwisko wymieniono na okładce jako pierwsze.
Zdaje się, że nie ma co liczyć na to, by zobaczyć projekt na żywo. Robert Fripp nie przejawia w tym zakresie zainteresowania; być może kiedyś zmieni zdanie. Na razie pozostaje nam delektowanie się dźwiękami zaklętymi w srebrnym krążku. Z pewnością jest to "jazda obowiązkowa" dla wszystkich miłośników twórczości Roberta Frippa, ale czy również King Crimson? Chyba jednak nie dla wszystkich. Mamy dopiero połowę roku i wiele może się jeszcze wydarzyć, ale jak dla mnie "A Scarcity of Miracles" jest numerem jeden wśród tegorocznych płyt z kręgu progresywnego grania.
Robert Trusiak