Djerv

Djerv

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Djerv
Recenzje
2011-07-14
Djerv - Djerv Djerv - Djerv
Nasza ocena:
7 /10

By zrozumieć muzykę Norwegów z Djerv, wystarczy spojrzeć na zdjęcie ich wokalistki, Agnete Kjolsrud. Niby fajna babka, ale w oczach ma jakieś szaleństwo i dzikość. W pubie strach byłoby do niej podejść...

Z twórczością Djerv jest właściwie podobnie. Dźwięki zespołu pozornie nęcą przebojowością, a jednocześnie są mocno nasączone wariactwem i agresją. Zresztą, cholera, chyba nie bez powodu na numer promujący całość wybrano "Madman". Już raniący uszy wrzask Agnete na samym początku utworu uświadamia, że Djerv to nie przelewki i nie "kolejny zespół z laską za mikrofonem". Przy całej paranoi towarzyszącej numerowi (zwłaszcza warstwie wokalnej) nie sposób nie uznać go za potencjalny hit, mogący uzyskać sympatię zarówno rockowych jak i metalowych odbiorców. Tym bardziej, że gdzieś w połowie kaskady ciężkich gitar ustępują miejsca bardziej subtelnej części, w której nawet Agnete ukazuje bardziej wrażliwe oblicze.

Taki właśnie patent na granie z pewnością może przysporzyć formacji sporo wspomnianych fanów. Przy tym miło zauważyć, że muzycy starają się zaproponować coś bardziej ambitnego i chyba sami nie zamierzają ograniczać się tylko do komponowania przebojów. Gitarzysta grupy, Stian Karstad, prywatnie ponoć kumpel Shagratha z Dimmu Borgir, ma wyraźnie ciągotki do grania… black metalu. Zresztą podejrzewam, że tutaj tkwią jego korzenie. Mocne hardrockowe riffy często zderzają się z blackowymi zagrywkami. Dzieje się tak choćby w "Abmuse" czy posępnie się rozpoczynającym "Only I Exist", który, gdyby wyciąć z niego głos Anete i przearanżować, mógłby znaleźć się na płycie bardziej ortodoksyjnych, "czarnych" kolegów Djerv z Norwegii. Co znamienne, efekt brzmi bardzo naturalnie, tak jakby oba gatunki świetnie nadawały się do ich łączenia. Obok tego mamy chwytliwe, wspominane "Madman" czy "Headstone", brzmiące, przez kojarzący się w tym akurat numerze z manierą Gwen Stefani wokal Anete, jakby No Doubt sięgnęli po ciężkie gitary. W takim też, bardziej eklektycznym i schizofrenicznym podejściu do komponowania, upatrywałbym potencjalny sukces artystyczny grupy.  

Już teraz swoją drogą ciekaw jestem jak muzycy rozwiną swój styl na kolejnych wydawnictwach. Na razie nagrali mocny, charakterystyczny debiut z dźwiękami mającymi jednak charakter bardziej "muzyki użytkowej", świetnie nadającymi się przykładowo do jazdy samochodem.  Osobiście czekam na bardziej szaloną jazdę po krawędzi.

Jacek Walewski