Wydawało mi się, że nie przebrnę przez ten album. Od samego początku źle się do niego nastawiałem. Wielkim fanem gitarowego łojenia nie jestem, a w tym przypadku w grę wchodziło słuchanie 160- minutowej solowej wirtuozerii. To jeszcze nic. Gdy skojarzyłem, że tytuł "One Silent Night" odnosi się do kolędy "Cicha noc", to już zupełnie zwątpiłem w jego wartość artystyczną.
I nawet wspomnienie bardzo dobrego, studyjnego albumu "212" tego samego autora nie było pocieszające. Album z zestawem kolęd na gitarę solową wydał mi się tak banalny i pozbawiony gustu, że chyba tylko cud mógł zmienić moje nastawienie.
Niektórzy miłośnicy zwierząt czekają całe lata, by ich pupile w Wigilię Bożego Narodzenia przemówiły do nich ludzkim głosem. A tymczasem gitara Neila Zazy przemówiła po ludzku i w dodatku z falstartem, bo 16 grudnia (2006 roku - dla uzupełnienia). I żaden tam cud, lecz pomysłowość muzyka w połączeniu z bajeczną techniką sprawiła, że album "One Silent Night" zaledwie po paru minutach odsłuchu urósł na tyle w moich oczach, by dalsze słuchanie stało się przyjemnością.
Stwierdzenie, że dwupłytowy "One Silent Night" wypełniony jest wyłącznie kolędami w formie wygibasów na gitarę elektryczną byłoby krzywdzące. Otóż wirtuoz Neil Zaza zaangażował do pomocy całą orkiestrę. Ponadto tak ułożył set-listę, by nie zanudzić słuchacza. Oprócz klasycznych kolęd na płytach znajdziemy autorskie utwory Zazy, kilka kompozycji Czajkowskiego oraz fragment V symfonii Beethovena. Wszystko zostało zaaranżowane w bardzo pomysłowy sposób, zapewniając częste zmiany dynamiki i tempa. Nierzadko po ostrzejszych partiach można wysłuchać chór albo organy, świetnie wkomponowane w całość. Głównym bohaterem spektaklu jest oczywiście Neil Zaza. Ten znany z melodyjnego podejścia do wirtuozerii gitarowej muzyk stanął na wysokości zadania. Jego gitara brzmi wzniośle, a jednocześnie przejmująco. Bez zbędnych popisów Zaza prezentuje po kolei różne tematy muzyczne, wypadając naturalnie i niebanalnie w każdym utworze. Nawet zaaranżowane na rockową nutę kolędy nie są pozbawione duchowego wymiaru. Neilowi udało się uniknąć przez to tandetnego blichtru bijącego często ze "świątecznych" wydawnictw.
Tematyka albumu "One Silent Night" może nie brzmi zachęcająco dla większości fanów gitarowego grania. Muzyka Świąt Bożego Narodzenia może nie jest najlepszym pomysłem na płytę. I cóż z tego, skoro cud się stał. Jest początek lata, a ja po raz kolejny słucham z podziwem kolędowego wymiatania na gitarze elektrycznej.
Kuba Chmiel