R.E.M

Collapse Into Now

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy R.E.M
Recenzje
2011-07-04
R.E.M - Collapse Into Now R.E.M - Collapse Into Now
Nasza ocena:
7 /10

"Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy" zauważa Kohelet jeden z wybitniejszych starożytnych myślicieli. Podobny sposób działania, czy bardziej wyraz życiowej konsekwencji, da się zauważyć w przypadku frontmana zespołu z Athens - Michaela Stipe'a.

Był czas, kiedy rozkręcał działalność zespołu i nie zależało mu na popularności, był czas kiedy zaczął być rozpoznawanym na całym świecie, charyzmatycznym wokalistą.W końcu doszedł do momentu, gdzie chciał ten świat ratować (zwłaszcza grungowy świat, bowiem miał nagrać album z liderem nieodżałowanej Nirvany, jednak ten nie skorzystał z  biletu do Atlanty i pojechał...tu już każdy wie dokąd), w końcu przyszedł czas finału macierzystej formacji, którego fonograficznym przypieczętowaniem ma być piętnasty album "Collapse Into Now".

Co do samego krążka, a wcześniej jego powstawania, można powiedzieć wiele. Przede wszystkim w metodyce pracy oraz komponowaniu utworów, trio powróciło do korzeni. Jak podkreśla basista formacji Mike Mills, w rozmowie z magazynem The Rolling Stone, piosenki powstawały w ten sam sposób jak przy nagrywaniu albumu "Automatic for the People" z roku 1992. Sama zaś sesja nagraniowa rozciągała się na wiele miejsc. Pierwsze sesje miały miejsce w Stanach Zjednoczonych (Portland, Nowy Orlean, Nashville). Ostatnie zaś w stolicy Niemiec, a dokładnie w legendarnym berlińskim Hans Tonstudio gdzie nagrywali: Dawid Bowie, Iggy Pop oraz zespół U2. Można przypomnieć, że właśnie tam też Irlandzki zespół stworzył swój opus magnum "Achtung Baby".

Od samego początku album niejako odpowiada na bardzo trudne pytanie, jakie zadają sobie właściwie wszystkie zespoły światowej sławy, umieszczone w tak zwanym mainstreamie. Jest nim zastanowienie się nad chęcią stworzenia czegoś, co przetrwa, a jeszcze wcześniej trafi do zmęczonego popkulturą słuchacza. Zwłaszcza, jeśli mowa o grupie, która nigdy nie dążyła do osiągania szczytów popularności i sprzedawania milionów płyt (a tych paradoksalnie sprzedała około pięćdziesiąt). Wszystko to w momencie, kiedy kariera takich sław jak wspomniany wcześniej kwartet z Dublina, grzęźnie w produkcjach-niewypałach, a często zestawiany w porównaniach z interesującym nas zespołem, Radiohead, idzie w ekscentryczną alternatywę. Na tej płaszczyźnie trio z Athens wypada nad wyraz pozytywnie. Można jeszcze zauważyć, że odpowiedzą na postawione pytanie jest całkowita szczerość przy minimalnej ilości środków wyrazu.


Pierwszy utwór otwierający album - "Discovered" uderza gitarową prostotą oraz dynamicznym brzmieniem. Powtarza się tu znany styl zespołu, który stawia bardziej na akordy niż rozwinięte riffy oraz solówki (jednak jak już stawia na riffy, to są one w większości klimatyczne i wpadające w ucho). Kilka powtarzających się w kółko figur oraz to, co dla R.E.M najważniejsze, niepowtarzalny głos Michaela Stipe'a, oto całość omawianej kompozycji. Również następny numer- "All the Best" charakteryzuje się przywołanymi wyżej cechami. Wszystko to pokazuje, że autentycznością i zapałem na wzór studenckiej kapeli jaką był przede wszystkim kwartet z małej miejscowości ze stanu Georgia, można zawędrować naprawdę wysoko. Trzecim z kolei utworem na płycie jest "Uberlin". To kompozycja dokładnie wpisująca się w znaną stylistykę  utworów na długo zapadających w pamięć (wystarczy przypomnieć wszechświatowe hity takie jak: "Everybody Hurts", czy wcześniejsze arcydzieło pochodzące z albumu "Out of Time" - "Losing My Religion", by zrozumieć o czym jest mowa).

Kolejne utwory na płycie to tak naprawdę powtarzające się do schematy, których treść dotyczy tego co powszednie i codzienne. Kręgosłupem każdej kompozycji jest głos wokalisty, który przelewa swoje refleksje oraz spostrzeżenia wobec nieustannie zmieniającej się rzeczywistości. Na portalu Youtube można znaleźć 10 teledysków do dziesięciu utworów przedstawionych na płycie. Tworzenie wizualizacji oraz okładek albumów, to konik Michaela Stipe'a. Tym razem, ze współpracy z wieloma twórcami postanowił ukazać cały album w videoclipach. Najbardziej interesującymi "obrazami" są video do "Uberlin" (w roli głównej odtwórca postaci Johna Lennona z  filmu "Nowhere Boy") oraz do trochę denerwującej kompozycji "Alligatore_Aviator_Autopilot_Antimatter", która w swym zamierzeniu miała ośmieszyć Lady Gagę oraz jej bulwersująca i właściwie zjadającą swój ogon stylistykę.

Na albumie występują również zaproszeni goście. W "It Happened Today" wspomaga frontmana wokalista zespołu Pearl Jam - Eddy Vedder. We wspomnianym już wcześniej "Alligatore..." można usłyszeć panią Peaches, zaś w zamykającej album kompozycji w melorecytowanym utworze "Blue" pojawia się legendarna Patti Smiths. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest fakt, że od albumu "Horses" tejże wokalistki rozpoczęła się fascynacja muzyką Michaela Stipe'a i właśnie na tym utworze zamyka się 15 album formacji, który w zapowiedziach R.E.M ma być ostatnim.


Wspomniany już wielokrotnie artysta o charakterystycznym głosie powtarzał, że "jako miłośnik muzyki szukałem w niej odpowiedzi na pytania, które sam sobie zadaje dzisiaj". Nie da się ukryć, że w tym kluczu interpretacyjnym należy odczytywać album. Nie ma tu przerostu, ani treści nad formę, ani w drugą stronę. Częściej można znaleźć apel o szczerość skierowaną do słuchaczy, o odwagę bycia sobą w swoim własnym życiu. O to, że każde życie jest jedyne w swoim rodzaju i bezsensownym jest tracenie czasu na śledzenie życia gwiazdek i gwiazdeczek. Bez sensu jest wysysanie z wirtualnych życiorysów ziarenek prawdy, którą każdy nosi w sobie. Na pewno można zarzucić R.E.M wtórność oraz monotonię. Jednak należy pamiętać, że tak naprawdę ich muzyczny (tu przede wszystkim fonograficzny) świat, uległ rozpadowi. Muzykę i prawdę w niej zawartą może stworzyć każdy przeciętny posiadacz komputera. Nie ma już miejsca w tej zbiorowości na "charyzmatycznych" głosicieli rockowego buntu. Czy rozpadający się do środka świat zespołu R.E.M rzeczywiście nastąpi? Czas pokaże.

Olaf Tupik