Jesus Rodriguez

Zero

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Jesus Rodriguez
Recenzje
2011-06-10
Jesus Rodriguez - Zero Jesus Rodriguez - Zero
Nasza ocena:
5 /10

Gdyby przesławny ksiądz Natanek przeczytał teksty grupy Jesus Rodriguez, mógłby dojść do wniosku, że Szatan się nimi interesuje, bowiem są oni członkami "emołszynal grup, w skrócie Emo". I choć może co gorliwsi będą się chcieli pociąć po przesłuchaniu albumu "Zero", to jednak do muzyki Wrocławian zdecydowanie lepiej się skacze i macha głową.

Goście działają już od dziesięciu lat (w obecnym składzie od pięciu), ale dopiero niedawno ukazał się ich pierwszy długogrający album, na który złożyły się utwory w znacznej części już znane słuchaczom grupy. Przyjęcie gotyckiej konwencji przy polskich tekstach to dość odważne posunięcie. Trzeba bowiem wziąć na klatę ryzyko popełnienia literackiego kiczu, narażenia się na, hmmm, drobne uśmiechy ludzi, którym zechce się wczytać dokładniej w liryki. Mnie się chciało.

Dogrzebałem się do tak odkrywczych porównań i metafor jak "spadam jak anioł z obciętymi skrzydłami" ("Zero"), "tyle słońc w oddali lśni, i nie wiem którym jesteś ty" ("Kosmiczna pustka") albo "mijają godziny, ty między nimi stoisz, nie ma stąd ucieczki, powiedz czy się boisz?". Zdaję się, że od dzisiaj przestanę być zwolennikiem pisania po polsku…

Niezbyt urzeka mnie też wokal Krzysztofa Morfiny. Może i mam wygórowane wymagania - gotyckiego gardłowego wyobrażam sobie jako posępnego twardziela z niskim, głębokim głosem a la Peter Steele; druga opcja to szalony, nieco wyalienowany growlujący pół-bóg jak Carl McCoy. Wokalisto-basista Jesus Rodriguez czasami nawet nieźle ryknie ("Głupiec, śmierć i kochankowie", "Nie", "Myśli"), ale najczęściej wychodzi mu to pokracznie. O głębokim głosie takoż można tylko pomarzyć.


Na szczęście mamy też drugą stronę medalu, muzykę, która jest zdecydowanie bardziej udana. Nieźle pędzi do przodu "Porcelanowa lalka", która oscyluje wokół H.I.M. z okolic "Razorblade Romance" czy … Nightwish z czasów "Century Child"! To przede wszystkim zgrabny, wyrazisty riff, galopująca sekcja i delikatnie ubarwiające całość klawisze. Ukłon w stronę Fields Of The Nephilim stanowi rozbudowany "Głupiec, śmierć i kochankowie", oparty na wolnym rytmie i posępnym, rozwijającym się temacie przewodnim utworu może się podobać. Jedyne na czym się zawiodłem, to brak prawdziwego rockowego kopa w tyłek, na który ostrzyłem sobie zęby po przeczytaniu na majspejsie deklaracji gatunkowej "gotycki rock’n’roll". Oprócz wspomnianej wcześniej "Porcelanowej lalki" i "Tracę sny" riffy nie sprawiają, że ma się ochotę rozwalić klub/mieszkanie przy użyciu pogo. Poskaczemy, pokręcimy włosami i grzecznie rozejdziemy się do domów…

Dziwi mnie, że panowie po tylu latach wspólnego grania nie potrafili zebrać dziesięciu dobrych numerów, które przynajmniej spróbowałyby urwać głowę niżej podpisanemu. Album "Zero" wylądował w mym odtwarzaczu, okręcił się kilka razy i został odstawiony na półkę. Jeśli lubisz polskojęzyczny gotyk to OK, spróbuj powalczyć z płytą Jesus Rodriguez. Jednakże, parafrazując wspomnianego już księdza Natanka, "jeśli obiektywnie nastawionemu do muzyki człowiekowi nie udało się zapamiętać ni jednego interesującego dźwięku z płyty, to wiedz, że coś się dzieje". W tym wypadku dzieje się nuda.

Jurek Gibadło