Faster
Gatunek: Rock i punk
Fanom rocka postać Ken’a Hensley’a nieodmiennie kojarzy się z Uriah Heep. Był współzałożycielem tego zespołu, a także autorem lub współautorem wielu klasycznych utworów, takich jak między innymi "Easy Livin", "Stealin", "July Morning", "Look at Yourself" czy "Lady in Black" (w dwu ostatnich jako główny wokalista).
Monumentalne brzmienie jego organów Hammonda stało się znakiem firmowym zespołu. W roku 1980 Hensley opuścił szeregi Uriah Heep na znak protestu przeciw drodze artystycznej, obranej przez kolegów z zespołu.
Jego losy, po opuszczeniu grupy, układały się różnie. Próbował zaistnieć z własną kapelą Ken Hensley Band, współpracował m.in. z Blackfoot i W.A.S.P., nagrywał z byłymi członkami Uriah Heep John’em Lawton’em i John’em Wetton’em, udzielał się gościnnie na płytach innych wykonawców (m.in. Therion, Ayron). Nie były to jakieś oszałamiające osiągnięcia, ale cały czas pozostawał twórczo aktywny. Przełomem w jego solowej karierze okazał się wydany w 2007 album "Blood On The Highway". Płyta została nagrana z udziałem hiszpańskich muzyków, a gościnnie w roli wokalistów wystąpili: Glenn Hughes, John Lawton, Jorn Lande oraz Eve Gallagher. To koncept-album, opowiadający o życiu gwiazdy rocka, o karierze, popularności, sławie i problemach z tym związanych. Po spędzeniu prawie 40 lat na scenie, muzyk bez wątpienia miał o czym opowiadać, dlatego można traktować ten materiał jako album biograficzny. Rzecz świetna; z pewnością pozwoliła rzeszom słuchaczy odświeżyć nazwisko Hensley’a.
Rok 2011 przyniósł kolejne dzieło sygnowane nazwiskiem Ken’a. Płyta "Faster", zarejestrowana z towarzyszeniem jego zespołu koncertowego Live Fire, zawiera 11 kompozycji Hensley’a. Live Fire został sformowany w 2003 pod nazwą The Viking All-Stars Band (w 2005 zmienił szyld). W jego skład wchodzą skandynawscy muzycy: Eirikur Hauksson (śpiew), Ken Ingwersen (gitara, śpiew), Sid Ringsby (bas, śpiew) i Tom Arne Fossheim (perkusja).
Płytę otwiera świetny "Set Me Free", utrzymany w starej heepowej stylistyce, z organami Hammonda i solówką gitary w stylu Mick’a Box’a. Smakowitym uzupełnieniem jest gospelowo brzmiący chórek (szkoda tylko, że tak mało wyeksponowany). Kolejny "The Curse" wypada też całkiem, całkiem. Ponad 6 minut, w których muzycznie dzieje się sporo. Po dość żwawo galopującym początku następuje uspokojenie, trochę monumentalnych i podniosłych chwil (chór), gitara w ujmującym stylu i solo zagrane w wysokich rejestrach, coś jak Slash, a na koniec kilka chwil kojarzących się z purplowym "Child In Time". "I Cry Alone", zgodnie z tym, co może sugerować tytuł, to niezwykle liryczna, rockowa ballada z rzewnie łkającą gitarą w stylu Garry Moore’a oraz pełnym bólu śpiewem wokalisty. Niby tego typu utworów powstało już wiele, a mimo wszystko słucha się tego z przyjemnością.
Niestety, kolejne kawałki nie prezentują się już tak ciekawie. Po wielokrotnym odsłuchu płyty mogę stwierdzić, że Hensley jawi się jako mistrz... refrenów. Większość utworów ma podobną budowę; zwrotka to często niespecjalnie oryginalne pach-pach-pach na gitarze, z basem robiącym dum-dum-dum (jak amerykańskie zespoły rockowe z lat '80), później zaś niezwykle chwytliwy i nośny refren. Niby tak powinna być zbudowana każda piosenka, ale po bardzo urozmaiconym "Blood On The Highway" po prostu oczekiwałem od Hensleya czegoś więcej. Nie znaczy to, że jest jakoś mocno kiepsko i zupełnie nie da się tego słuchać. Jest rzetelnie zagrane, soczyście nagrane. W starym, klasycznym stylu, ale niestety większa dawka muzyki z płyty za jednym zamachem trochę nuży (mnie osobiście bardzo irytuje wspomniane wyżej ). Bronią się jeszcze "Slippin’ Away" i "Beyond The Stars", pięknie ozdobione świetnym żeńskim chórkiem. Chociaż ten ostatni jest zbyt długi, jak na pomysły w nim zawarte. A następujący zaraz po nim "(At) The Last Minute" z kolei jakby za krótki, spokojnie mógłby się jeszcze kilka minut rozwijać.
Wypada poświęcić parę słów muzykom, biorącym udział w nagraniach. Oczywiście, najbardziej zauważalny jest wokalista Eirikur Hauksson. Islandczyk obdarzony jest mocnym, typowo hard-rockowym głosem, w starym dobrym stylu, podobnym do Jorn’a Lande (nie mogę uwolnić się od porównań z poprzednią płytą Hensley’a, a Jorn z pewnością odcisnął tam swoje wyraźne piętno). Pozostali muzycy wykonali zadania solidnie, ale bez rewelacji.
Pomimo tego, że Hensley to mistrz gry na Hammondach, instrument ten nie jest zbyt intensywnie wyeksponowany. Co prawda, słychać go w każdym utworze, ale został mocno schowany z tyłu i mamy okazję usłyszeć tylko jedną solówkę. Wygląda na to, że Hensley chce odciąć się od etykiety 'hammondowca', bo i na poprzedniej płycie, tak przeze mnie tu chwalonej, z instrumentem tym było równie oszczędnie.
Wydając "Blood On The Highway" Ken Hensley postawił poprzeczkę oczekiwań bardzo wysoko; albumem "Faster" ledwie zbliżył się do tego poziomu.
Robert Trusiak