You Are Loved
Gatunek: Rock i punk
Slow Burn Records, rosyjski konkurent amerykańskiego Hydrahead zaproponował tym razem płytę walijskiego The Death Of Her Money. To drugi długograj w ich stosunkowo krótkiej karierze. Przy okazji tej płyty można oddać się swobodnej refleksji na temat talentu.
Bywa tak, że suma talentu poszczególnych muzyków tworzących zespół daje coś oryginalnego, wyjątkowego i ponadczasowego. Tak jest/było w przypadku np. Neurosis, Cult of Luna, Isis czy nawet Callisto. A czasem finalny produkt jest co najwyżej przeciętny. I tak właśnie jest w przypadku Brytyjczyków.
Wspomniałem o wyżej wymienionych bandach nie bez przyczyny. Ekipa z Cardiff proponuje granie post-corowe/metalowe, bezpośrednio nawiązujące do "Oceanic" Isis. Niby wiedzą, o co chodzi, niby potrafią grać, a jednak całość brzmi wtórnie. Chciałoby się powiedzieć ‘to już było’. Nie znaczy to jednak, że to słaba płyta. Gdybym wcześniej nie słyszał zbyt wielu bandów w tym gatunku, "You Are Loved" z pewnością spodobałoby mi się bardziej.
Muzycznie zespół nie proponuje niczego nowego. Ciężkie gitary, brudne brzmienie, surowy sound perkusji i rozwrzeszczany wokal w stylu Aarona Turnera czy duetu z Cult of Luna. Niby wszystkie potrzebne składniki są, a jednak danie wyszło przeciętne. Utwory płyną, przechodzą jeden w drugi, ale ciężko znaleźć coś, co mogłoby przyciągnąć uwagę. Co sprawiłoby, że będzie się chciało wrócić do danego utworu. Jest kilka niezłych tematów, które nieco giną przez sposób produkcji albumu. Wszystko zlewa się w jedną całość, najlepiej słyszalne są partie perkusji. "You Are Loved" zawiera stosunkowo mało spokojnych momentów. A szkoda, bo akurat w tych wyciszonych partiach zespół wypada najciekawiej.
Brakuje też dramaturgii. jaka zwykle towarzyszy tego typu muzyce, tego charakterystycznego napięcia, budowania klimatu. Niewątpliwie najlepszym numerem na płycie jest "Truth", przeszło dziesięciominutowy transowy utwór, którego bazę stanowi pulsujący bas i psychodeliczne, brzęczące w tle gitary. Reszta - bardzo przeciętna. Nad wszystkim unosi się duch "Oceanic" i to zdecydowanie pozytywna rzecz. Szkoda tylko, że to tak odległe echo tamtej płyty.
Trudno powiedzieć, dla kogo jest ten album. Ludzie, którzy siedzą w tego typu graniu, raczej nie wpadną w zachwyt, bo słyszeli to już tysiąc razy. Ci, którzy dopiero wchodzą w temat, na pewno mają do poznania wiele ciekawszych płyt aniżeli "You Are Loved". Nie wiem też, czy trio z Cardiff będzie się dalej rozwijać. Na razie nic na to nie wskazuje, bo nie ma wielkich różnic w ich muzyce, między debiutem a drugą płytą. No, ale kto wie, może spłynie na nich wena i wszystkich zaskoczą kolejnym materiałem. Poczekamy, zobaczymy.
Sebastian Urbańczyk