W połowie lat '90 jak grzyby po deszczu wyskakiwały kolejne projekty, będące alternatywą do tego, co królowało ówcześnie na metalowej scenie. Niektóre zaczynały metalowymi płytami, by na kolejnych wydawnictwach coraz bardziej oddalać się od tego gatunku, a nawet nie mieć z nim nic wspólnego.
Muzyka tworzona przez tego rodzaju bandy była oryginalna, każdy miał swój niepodrabialny styl, a jednocześnie nie silił się na odgrywanie wielkich artystów tworzących wyjątkową sztukę. Chcąc nie chcąc, to właśnie udało im się osiągnąć. Nie dość, że bez dwu zdań byli artystami, to jeszcze artystami wyjątkowymi, choć ich twórczość pozbawiona była jakiegokolwiek artystowskiego zadęcia. Mowa tu przede wszystkim o norweskich Arcturus, In the woods..., The 3rd and the Mortal, Beyond Dawn, Drawn; fińskich This Empty Flow i Decoryah czy włoskim Monumentum. Kapele te potrafiły stworzyć na swoich płytach niepowtarzalny klimat.
Włoscy debiutanci przywołują atmosferę tamtych lat, choć czysto muzycznie sytuują się w nieco innych rejonach. A Cold Dead Body z wyczuciem porusza się między klimatycznym metalem, nawiązującym do starych nagrań Anathemy, a post-metalem, w szczególności tym bliskim dokonaniom Isis. Płyta jest stosunkowo krótka, co może być pewnym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę uprawiany gatunek muzyczny. Harvest Years trwa ledwie 40 minut i zamyka się w 9 utworach, z których każdy nie trwa z kolei dłużej niż pięć minut. Nie ma tu więc zbyt wielu dłużyzn. To wyraźnie odróżnia ten band od większości post-metalowych ekip.
Muzyka A Cold Dead Body opiera się na kontraście między ciszą a hałasem. Niby nic nowego, a jednak sposób, w jaki skomponowano utwory sprawia, że muzyka jest tu mniej przewidywalna niż u wielu innych zespołów, także bazujących na podobnej opozycji dźwiękowej. Numery płynnie przechodzą z jednego w drugi, co sprawia, że materiału słucha się w zasadzie jak jednego, czterdziestominutowego utworu, o zmiennych nastrojach.
Włochom udało się nagrać wciągający album o specyficznym klimacie. Całość podkreślają bardzo dobre, czyste wokale, przywodzące na myśl Patryka Zwolińskiego z naszego rodzimego Blindead, a bardziej pracę, którą wykonał na "My Beautiful Enemy" Neolithic. Fragmenty te przeplatane są szorstkimi wokalami w stylu Aarona Turnera. Do tego partie skrzypiec, zawsze pomocne w kreowaniu nastroju. Wszystko to razem składa się na dźwiękową klimatyczną podróż, w którą dałem się zabrać z wielką przyjemnością.
Podobnie jak Cult of Luna powstała na gruzach hardcorowego Eclipse, tak A Cold Dead Body wzniosło się z popiołów, po rozpadzie hardcorowego Zune. Wypada im tylko życzyć, by ich kariera i twórczość potoczyła się równie pomyślnie, jak miało to miejsce w przypadku Szwedów.
Sebastian Urbańczyk