To już dwudziesta płyta Motorhead; zespołu, który nieprzerwanie, od 36 lat, krzewi prawdziwego, korzennego rocka. Patrząc na obecną formę trio, widać wyraźnie, że 66- letni Lemmy z bluesa czerpie nie tylko bazę dla swych kompozycji, ale i, tak charakterystyczną dla wielu bluesowych muzyków, długowieczność.
"Nobody’s mad like me, I don’t know how to speak".
Wokół Motorhead narosło przez lata wiele banałów (choćby takich, o jakim mowa w pierwszym zdaniu tej recenzji), czy mniej lub bardziej prawdziwych stereotypów. Jedną z najczęściej powtarzanych tez, zazwyczaj - co tu kryć - przez niedzielnych słuchaczy bandu, jest przede wszystkim ta o rzekomej niezmienności jego muzyki. Otóż, wedle tej tyleż popularnej, co bzdurnej teorii, Motorhead od zawsze nagrywa wariacje na temat jednej piosenki, a ich płyty niczym nie różnią się od siebie nawzajem.
Trudno taki pogląd zrozumieć, zwłaszcza, że naprawdę nie trzeba zbyt wiele wysiłku, by dostrzec różnicę nie tylko między starszymi (na przykład, nagrywanymi z Philty Animalem), a nowszymi dokonaniami kapeli. Żeby nie sięgać aż tak w głąb historii, wystarczy zapoznać się choćby z krążkami zarejestrowanymi na przestrzeni ostatniej dekady. Czy naprawdę taki, dajmy na to "We are Motohead", brzmi tak samo jak "The World is Yours"?
Ale do rzeczy. Rozpoczynając od puenty - "The World is Yours" jest po prostu znakomity. Bez dwu zdań. Żaden album Anglików, od czasu przegenialnego "Inferno" z 2004 roku, nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia. Mikkey Dee wspomina w krótkim wywiadzie, wrzuconym na bonusowe DVD wzbogacające limitowaną edycję wydawnictwa, że materiał ten jest bardziej heavy i jeszcze bardziej rockowy niż wcześniejsze, a praca nad kompozycjami przebiegała tym razem bardzo spontanicznie i szybko, może nawet zbyt szybko. I naprawdę to słychać, takie podejście zdało egzamin. Jakiekolwiek kalkulacje zawsze zabijają spontan, a on jest tu przecież kluczowy.
"Rock n Roll music is the true religion. Never let you down you can dance to the rhythm."
Kawałki z "The World is Yours" płyną. Bez cienia wysiłku. Pokażcie mi drugi taki zespół, który po tylu latach nagrywa tak świeże, bezpretensjonalne albumy. W każdym dźwięku słychać, że nikt nie robi tu niczego na siłę. Słychać, że płyta nie powstała dlatego, że "trzeba coś wydać, bo kończy się kasa albo wytwórnia nalega". Trójka muzyków tworzy, bo chce, bo takie dźwięki ma po prostu we krwi. Motorhead ma groove, którego nie osiąga większość dzisiejszych młodych kapel, porażających umiejętnościami technicznymi i biegłością w obsłudze instrumentów. Motorhead ma nad nimi podstawową, kluczową przewagę - duszę i szczerość.
Nie zamierzam udowadniać, że właśnie recenzuję album wybitny czy epokowy. Motorhead porusza się w konkretnych ramach i, pozostając wiernym stylistyce, nagrywa krążki lepsze i nieco słabsze. "The World is Yours" należy bezsprzecznie do tej pierwszej kategorii. Utrzymane w szybszym tempie kawałki są przede wszystkim bardzo żywotne, emanują pierwotną rock’n’rollową energią. Zwróćcie uwagę choćby na klasyczny "Rock'n'Roll Music", przy którym naprawdę chce się tańczyć. Kompozycje są proste, ale nie prostackie. Phil Campbell, opowiadający we wspomnianym wywiadzie o koncertowym pewniaku, ciężkim i autentycznie zaskakującym "Brotherhood of Man", mówi, że cały utwór oparty został na jednej tonacji E. Po co więcej, skoro można osiągnąć taki efekt najprostszymi środkami - to jedna z najlepszych kompozycji krążka. Gitarzysta wspomina także, że jest dumny ze swoich partii na tym albumie. Nic dziwnego, są po prostu znakomite, zwłaszcza solówki.
"We are worse than animals, we hunger for the kill (...)
We are disease upon the world, brotherhood of man."
Motorhead stanowi już nieusuwalną część historii muzyki, Lemmy i kumple właściwie nic więcej nie musieliby już robić. "The World is Yours" dowodzi jednak, że nie zamierzają jeszcze składać broni. I bardzo dobrze, bo zespół ten jest skuteczną odtrutką na współczesną scenę muzyczną, opanowaną przez klony i inne odhumanizowane twory, które potrafią zagrać nieprawdopodobne łamańce, ale nie mają pojęcia, czym tak naprawdę jest groove. Lemmy jest nie tylko archetypem rockersa, on jest rockiem. Niech więc trwa wiecznie.
"Rock‘n’Roll, dance to the music.
Rock‘n’Roll, you know you can’t refuse it.
Rock‘n’Roll, don’t you abuse it.
Rock‘n’Roll, save your soul."
Szymon Kubicki