NYMF to kolejna (i wcale nie ostatnia) perełka z Transubstans Records, idealnie zresztą pasująca do profilu tej wytwórni. Debiutanci Z Karlshamn - małej szwedzkiej mieściny u wybrzeży Bałtyku - wzięli bowiem na tapetę doomowe wibracje Black Sabbath i połączyli je z nieco bardziej dynamiczną, stoner rockową, a niekiedy nawet metalową nutą.
Całkiem nowoczesne podejście do tematu oparte tu więc zostało na klasycznym fundamencie, choć bez nachalnego odwoływania się do stylu retro.
Nie wydaje mi się wprawdzie, by dzięki swemu debiutanckiemu krążkowi kapeli udało się załapać na organizowany w ich rodzinnym mieście Festiwal Piosenki Krajów Nadbałtyckich (a nawet gdyby, to i tak nie mieliby szans w starciu z reprezentantami naszego podwórka, takimi jak na przykład Łzy czy, ło matko boska, Łukasz Zagrobelny), ale wszyscy ceniący sobie takie granie powinni na NYMF zwrócić uwagę. Tym bardziej, że Szwedom udało się sprokurować naprawdę energetyczną i chwytliwą mieszankę, o doskonałym wręcz groove.
Szwedzi czują rocka, jak mało kto w Europie (w nawiązywaniu do spuścizny gatunku dorównują im chyba tylko Anglicy) i mają w tego typu graniu ugruntowaną pozycję. W podobnych obszarach, co bohaterowie tej recenzji, działała swego czasu m.in. Terra Firma, NYMF ma jednak cięższe, bardziej tłuste, choć wciąż klarowne, brzmienie. Także wokalista dysponuje nieco inną, charakterystyczną, bardziej histeryczną barwą (trochę w stylu frontmana Wolfmother), choć nie waha się sięgnąć i po growling (bardzo rzadko, ale jednak). To z jednej strony nie dziwi, bo Szwedzi umiejętność growlowania wysysają z mlekiem blondwłosych matek, z drugiej jednak tego typu zespoły z podobnej maniery wokalnej raczej nie korzystają.
Wspomniałem o klasycznym fundamencie, który na "NYMF" zbudowany został z rasowych, ciężkich riffów, których nie powstydziłby się sam Iommi. Dodajmy do tego jeszcze niespodziewane czasem przyspieszenia (np. w "Step Inside") oraz nieco subtelniejsze momenty ("Forsaken"), i wychodzi znakomicie zbalansowany materiał. Bardzo naturalny i szczery, pozbawiony dłużyzn, zbędnych ozdobników i popowych przynęt dla przypadkowego słuchacza. Czysta rockowa esencja dla świadomego odbiorcy. Polecam.
Szymon Kubicki