Ależ się zdziwiłem, gdy odpaliłem promówkę z logo zespołu Chemia. Po pierwsze: liczyłem na to, że dostanę pełny album, a tu tylko singiel. W sumie, to może i nawet lepiej, bo nie wiem czy ''Mantra'', w pełni mnie do nich przekona.
Nie ukrywam zaskoczenia, gdyż powiedzmy sobie szczerze, rodzimy rock, w dodatku w ojczystym języku, nie leży w kręgu moich zainteresowań, a wręcz przeciwnie, odganiam od siebie takie dźwięki jak tylko mogę - głównie z racji na bardzo ''charakterystyczne'' teksty, tradycyjną (szczątkową) pracę gitar i wiele innych elementów, które nie obce są lwiej części słuchaczy. Aż tu nagle, na mej twarzy pojawia się mały, skromny, ale jednak uśmiech. ''Mantra'' jako jeden utwór, czy też po prostu, produkcja może się podobać, ale nie musi, bo zespół może mieć aspiracje na podbijanie komercyjnego rynku (gościnny występ na Top Trendy Festival), a mimo wszystko, tego im nie życzę.
Jasne, że dźwięki zawarte w tych niecałych czterech minutach spokojnie zaspokoją łaknienia lubiących zarówno pop-rockowego Pectusa, bardziej żywiołowe oblicze Braci, czy nawet... fanów po prostu ciężkiego rocka, bo i mocnego gitarowego uderzenia tu nie brakuje. Ba, w niektórych miejscach pojawiają się orientalne smaczki, lekkie orkiestracje (udział kwintetu smyczkowego) czy bodaj najciekawszy element, a wykorzystany z umiarem - gra solowa gitarzystów. Głos Marcina Koczota niestety nie należy do unikalnych, ale tak właściwie, to ja osobiście Marcinowi nie mam nic do zarzucenia. Prócz braku choćby krzty oryginalności, frontman Chemii dysponuje ciepłą barwą, która nie psuje efektu całości. To ważne, bo w głównej mierze, prócz emocjonalnego tekstu i linii wokalnych, paradoksalnie - te pierwsze skrzypce, odgrywa tutaj muzyka.
''Mantra'' to sygnał, i dowód na to, że (tfu) nowi artyści mogą się przebić, bo mają z czym. Być może ich własna modlitwa pozwoli im zaistnieć w świadomości słuchaczy, którzy nie sprawdzają wyłącznie onetu, oraz tych który orientują się na rodzimej scenie, zarówno tej komercyjnej, jak i tej, dla której grupy takie jak Carrion, Totentanz czy Brown to niemalże okręty flagowe. Co mnie dziwi, ja Chemii daję kredyt zaufania, nieoprocentowany, na dobrych warunkach - wszystko to dzięki świetnie wyprodukowanej, i bardzo profesjonalnie brzmiącej jednej... piosence. Ot, wpadającej w ucho i śmiało pozwalającej na to, by z pełną świadomością wciskać przycisk repeat.
Grzegorz ''Chain'' Pindor