Blessed & Cursed
Gatunek: Rock i punk
Jeden z moich redakcyjnych kolegów na innym portalu, strasznie, ale to zaprawdę powiadam Wam, strasznie, mówiąc młodzieżowo - jara się dokonaniami Devil Sold His Soul.
W swym niezwykle entuzjastycznym podejściu i niemalże bezkrytycznym osądzie nie jest odosobniony, gdyż na ziemiach brytyjskich, skąd owa formacja pochodzi, powoli wynoszeni są na piedestał, a prestiżowy magazyn muzyczny Kerrang! wychwala ich pod same niebiosa, mianując największą nadzieją wyspiarskiego (około)metalu.
Ja się tam z tym nie zgodzę. A przynajmniej, nie z nazywaniem ich największą nadzieją i tym podobne. Głównie z racji tego, że wspaniałych zespołów rodem z Wysp Brytyjskich jest multum, i nie sposób wyłonić jedynego godnego tego zaszczytnego miana. Poza tym, muzyka Devil Sold His Soul przeznaczona jest niestety dla specyficznego grona odbiorców, w głównej mierze chyba jednak nie dla metalheads. Z trudem przychodzi mi określenie kto, i czy powinien ich słuchać, bo fani core'a będą narzekać, że za mało tu klasycznego uderzenia, a zwolennicy post-rocka, że to jednak zbyt mocne, a już tym bardziej - wykraczające poza to, co post-rock oferuje. W tym miejscu to niby wyjście poza schemat powinno czynić z tego zespołu unikat, swoiste novum na całej scenie, ale.. jako zagorzały fan post-rocka/metalu - Devil Sold His Soul nie łykam. Ich muzyka nie trafiła do mnie ani przy okazji wydania debiutu ''A Fragile Hope'', który akurat nieszczęśliwie trafił na okres gdy poważnie zainteresowałem się tym tematem i z mojego odtwarzacza nie wychodziły płyty Rosetta, City of Ships oraz mojego ukochanego Pelican. Znajomi, o dziwo mocno obeznani w temacie, znając moje szerokie upodobania muzyczne zaproponowali mi konfrontację z ''A Fragile Hope'', okrzykniętym przez dziennikarzy jednym z najlepszych debiutów ostatnich lat. To też wtedy, za namową kolegi Bartka, poddałem się dźwiękom Brytyjczyków i odpadłem. W sensie negatywnym niestety.
Podobnie jest teraz. Pod koniec roku 2010-tego, pojawia się nowe dzieło sygnowane logo Devil Sold His Soul pod tytułem ''Blessed & Cursed''. Co ciekawe, album ten wydaje Century Media, co tym bardziej wprawia mnie w osłupienie. W dziale A&R owej wytwórni musiała panować nieziemska wręcz posucha, skoro zdecydowali się przyjąć pod swe skrzydła tak... powiedzmy to sobie szczerze, niekomercyjny z punktu widzenia włodarzy labelu projekt. Album trwa nieco ponad godzinę, co jak na tego typu dźwięki jest niestety piekielnie wręcz nużące. Kompozycje przeważnie trwają ponad sześć minut, nie rzadko dłużąc się aż pod granicę bariery dziesięciu, literalnie DZIESIĘCIU minut. A biorąc pod uwagę to, że panowie niestety, ale to bardzo nie lubią szybkich temp, muzyka Devil Sold His Soul muli słuchacza i to niemiłosiernie, niezależnie od tego ile w tych dźwiękach jest emocji (podkreślam tutaj emo) oraz w jaki sposób są one przekazywane. Nie przeczę, że wiele gitarowych zagrywek jak choćby te z ''A Foreboding Sky', jest naprawdę łatwo przyswajalnych dla ucha i serca, ale bez przesady. Ileż można? Kontynuując, prócz partii naszego ulubionego instrumentu, o ''pięknie'' tej muzyki decyduje elektronika czy okazjonalnie używany fortepian - nie zaś często eksponowany czysty śpiew, który o mnie za mnie niszczy cały ten misternie budowany (emo)krzykliwy klimat.
Dźwięki prokurowane przez ten sekstet lawirują na granicy brutalności, epickości czy ostatecznie progresji. Panowie wiedzą jak obsługiwać swoje instrumenty, tego im nie odmówię, doskonale wiedzą też jak wykrzesać z nich zarówno mocne uderzenie (''Crane Lake'') jak i ciepły, przyjemny vibe dla płci obojga (intymny ''Frozen''). Niestety, w żaden sposób nie jestem w stanie czegokolwiek z tego albumu zapamiętać, a szkoda. Przyzwyczaiłem się do nieco bardziej żywiołowej muzyki, w której rzeczywiście się coś dzieje, a perkusista lubi połamać klasyczne 4x4 na coś bardziej ambitnego nie używając jedynie crasha i hi hatu. Ogólnie rzecz biorąc, jeśli drogi czytelniku śledzisz brytyjską scenę muzyczną, znasz pierwowzór DSHS, czyli Mahumodo, kumasz przestrzeń wykreowaną przez *Shoals, lubisz atak spod znaku Poison The Well to ''Blessed & Cursed'' jest albumem wprost dla Ciebie. Ja wracam do thrash metalu. Zdecydowanie. Heathen i Aracnia już czekają...
Grzegorz ''Chain'' Pindor