Klip do "030" - to był mój pierwszy kontakt z muzyką Duńczyków. Zaskoczyło od razu i to wcale nie dlatego, że ten odważny obraz ukazuję bardzo ładną panią uprawiającą seks z… gitarą. Teraz z końca sali (ulubionego miejsca malkontentów, które sam chętnie często zajmuję) rozległo się głośne "było!" lub ewentualnie "stare!".
Być może, ale w tym wypadku nie jest to tylko kolejny prowokujący klip z nagą kobietą, mający zwrócić uwagę na zespół, a świetna metafora brzmienia The Good The Bad - ich muzyka jest jak uprawianie seksu z gitarą. Seksu będącego jak namiętna noc z uwielbiającą szybką jazdę fanką starych samochodów, filmów z Clintem Eastwoodem i Jefferson Airplane, która po swoich latynoskich przodkach odziedziczyła słynny, żywiołowy temperament; w niczym nie przypominająca efekciarskiego, gitarowego onanizmu szybką jazdą po gryfie, która jest jak samotny wieczór spędzony przed komputerem…
Od pierwszych sekund albumu nasuwa się (jakże pozytywne w przypadku mojej osoby!) skojarzenie; nie tylko z powodu nazwy i muzycznych nawiązań The Good The Bad przypomina klimatem niezapomniane filmy Sergio Leone i inne piękne produkcje w stylu "spaghetti western". Tak samo jak oglądanie westernów z lat '60 wciągało i nadal wciąga na długie godziny, tak samo "From 001 to 017" wciąga na wiele odsłuchów.
Ten krążek to niezwykłe połączenie pierwotnej, rockowej zadziorności, drapieżności z temperamentem oraz techniką gitary hiszpańskiej. Doskonała synteza retro-rockowego grania z pięknem i czarem flamenco. Każdy fragment, każdy dźwięk, każdy motyw zagrany jest z pomysłem i polotem. Nie ma tu miejsca na gitarowe popisy, muzyczny szpan czy skomplikowane techniczne połamańce - i bardzo dobrze. Zabawa w długie, skomplikowane solówki zniszczyłaby całkiem magię tej płyty, moc zawartą w gitarowych riffach, pełnych klimatu lat '60, rockowego buntu charakterystycznego dla wczesnych nagrań The Rolling Stones, Blue Cheer, MC5, The Stooges lub, szukając nowszych analogii, The Dead Weather, Kyuss, Eagles of Death Metal, czy nawet Kings of Leon (ale bez tej irytującej, mainstreamowej otoczki). Muzyka The Good The Bad jest jak surfowanie na desce, na piekielnie dobrych falach w słonecznej Kalifornii - wolna, zbuntowana, niezobowiązująca i cholernie dobra, przy tym pozbawiona popowej wesołkowatości zespołów w stylu Green Day. "From 001 to 017" to jak zaklęty w muzykę brud dawnych imprez, bezkresnych pustynnych dróg. Rewelacyjny soundtrack do samochodowych filmów drogi, starych westernów i świetna płyta do łóżka… ale nie do spania.
Krzysztof Zawistowski